27 lutego 2013

Until you decide to make your dream come true it will be just a dream.

Harry Styles
dziewiętnaście lat
brytyjczyk

cupcake harry. hazza, hazzuś, hazziątko, styles, stylesiątko. posiadacz własnego apartamentu. nie chodzi do szkoły, bo po co się uczyć, jak w przyszłości można się stać aktorem porno lub właścicielem hodowli lam? piorące mózg kreskówki. i'm a little princess. różnorakie słodycze. zamiłowanie do kotów, sam posiada jednego, Fear. spidercat! gejowskie porno. boys sometimes get fi
t. jack styles, homoseksualny aktor porno okropnie do niego podobnym, w dodatku z tym samym nazwiskiem. just rock me, yeah. ukryty talent do pisania piosenek których nigdy nikomu nie pokaże, oraz rysowania. jazda na deskorolce. oh my god, i'm gay, just suck my dick. biseksualny, z większymi tendencjami do chłopców. a raczej homoś oszukujący sam siebie że jeszcze kiedyś mógłby pokochać płeć przeciwną. love is equal. czerwony jaguar XK-E. powracajaca astma plus choroba serca. hipsta, please. zamiłowanie do chodzenia nago. age is just a number, maturity is a choice. muzyka całym jego światem. słucha dosłownie wszystkiego, od klasyki, przez pop, aż po metal, nie lubi ograniczać się do jednego gatunku. forever young. kiedyś stały bywalec klubów dla homoseksualistów. and i'm the cheeky monster, so shut up. dorabia sobie w piekarni i śpiewając gdzie mu pozwalają, czasem nawet na ulicy lub na przystanku metra. często do tej pracy zabiera też kota, żeby wzruszyć jakieś miękkie serce. nikomu do tej pory się nie przyznał że kiedyś zarabiał jako męska dziwka, i od czasu do czasu zdarzy mu się wrócić do tej 'pracy', gdy desperacko potrzebuje pieniędzy. kiedyś chciał związać swoją przyszłość z muzyką, teraz sądzi że prędzej znajdzie sobie równie zboczonego przyjaciela geja i będą nagrywać porno. ciao ciao ciao ciao, principessa! shut up, you're my princess. niepoprawny romantyk zakochany w prawdziwej miłości, której nigdy nie doświadczył. uwielbia pocałunki w szyję i obojczyk i twierdzi że właśnie nimi obdarzy 'miłość jego życia'. którą, by the way, odnalazł, a wraz z nią nowy powód do życia. a nosi ono imię anthony tomlinson.

HISTORIA. | ZROZUM. | ZOBACZ. | POWIĄZANIA. | WSPOMNIENIA.

"maybe if we think and wish and hope and pray it might come true, baby. then there wouldn't be a single thing we couldn't do. we could be married and then we'd be happy."

77 komentarzy:

  1. [Wprawdzie One Direction to nie moje klimaty, ale nie ma co się od razu uprzedzać. Robimy jakiś wątek?]

    OdpowiedzUsuń
  2. [A to taka moja kreatywna wariacja na temat 'Mary Lou'.
    Może Harry przysiadłby się do niej na tej ławeczce jako staruszka, zacząłby coś tam gadać, poprosiły o piątaka na jedzenie czy coś, ale w głupi sposób by się zdemaskował. Grignon wspaniałomyślnie uda, że tego nie zauważa, a potem w magiczny sposób przyszłaby do piekarni, w której pracuje, poznałaby go po głosie i miała niezły ubaw, bo to trochę zboczone, nosić ciuchy emerytek.
    Niezły chaos, więc się nie zdziwię, jak nie ogarniesz ._.]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Hejka ^^ chęć na wątek ? :D]

    OdpowiedzUsuń
  4. [We własnej zakichanej osobie ;D Wątek?]

    Lilo

    OdpowiedzUsuń
  5. [Ta pani na zdjęciach to Chloe Moretz :) Oczywiście może być z powiązaniem, ogólnie myślałam, że mogliby się poznać wcześniej i Fran stała się taką "opiekunką" Harry'ego, wiesz przynosi mu jedzenie i takie tam, sprawdza czy żyje :D no chyba, że masz inny pomysł:) ]

    OdpowiedzUsuń
  6. [Tak w sumie to nwm brat siedzi w Francji i ma tam znajomego o tym nazwisku i sam tego nie umie wymówić xD Ja tam się hiszpańskiego uczę i o francu mam bardzo znikomą wiedzę xD
    Hm pomysły, pomysły, pomysły...może dajmy na to Lilo dla tak zwanej beki pójdzie do tego klubu dla homosiów i tam natknie się na Stylesa. A znają się dajmy na to z jakiejś popijawy, kumple od flaszki czy coś xd. Przepraszam nie myślę ;>]

    Lilo

    OdpowiedzUsuń
  7. [Okej, pasuje mi przyjaźnić się z nim, ja mam zacząć czy Ty zaczniesz? :P ]

    OdpowiedzUsuń
  8. [Hahahah prawda ;D
    Może odprowadzić, może co innego...zobaczymy jak to się rozwinie ok? ;D Taka niespodziewanka o dajmy na to xd]

    Lilo

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzień jak dzień.
    Czy ze śniegiem czy też bez niego. Fran i tak od rana musiała się uczyć na kolejne wejściówki i zaliczenia, jeżeli chciała zdać. Jedyne co zdążyła rano zrobić to nakarmić Fąfiego, samej zjeść i od razu zasiadła nad licznymi książkami. Czytała je już jakiś czas, długi czas, nawet zaczęła ziewać, a przecież niedawno wstała. Dość załamujące. Westchnęła ze zrezygnowaniem i tak się niczego dziś nie nauczy. Przeszła kilka kroków i usłyszała uderzenie w drzwi. Czyżby ktoś przyszedł. Nie zastanawiając się wiele podeszła do drzwi i je otworzyła. Od razu na jej twarzy pojawił się uśmiech.
    -Harry!- zawołała radośnie. - Chodź tu, no chodź zimno jest na dworze. - machnęła dwa razy dłonią by wszedł do mieszkania.

    Fran
    [Dziękuje za zaczęcie ^^ ]

    OdpowiedzUsuń
  10. [Hahahah spoko, spoko ;p Zaczniesz prooosze? *____*]

    Lilo

    OdpowiedzUsuń
  11. Podskoczyła widząc jak śnieg leci w jej stronę. Brrr było cholernie zimno na dworze, a chłopak jeszcze obrzucał ją śniegiem. Pokręciła głową z dezaprobatą.
    -Drogi panie, nie ładnie tak rzucać w dziewczyny śniegiem. - strofowała go przybierając matczyny ton jak i pokiwała kilka razy palcem.
    Ale co mogła zrobić, nie odmówiłaby mu niczego. Tak działał na nią ten chłopaczek. Traktowała go bardziej jak brata niż obcą osobę, którą miała się zajmować.
    -Wejdź. - nakazała twardo, ale roześmiała się widząc jak robi kółka na śniegu. - Poczekasz na mnie w domu, ja muszę się ubrać. - dodała, wyszła w kapciach na zimny śnieg i prawie siłą wciągnęła go do mieszkania. Zaraz wspięła się po drabinie do swojej sypialni i zaczęła się przebierać. Musiała założyć coś ciepłego, nie mogła się przeziębić. Po kilku minutach zjawiła się obok chłopca w grubym swetrze i ciepłych spodniach. - To co chciałeś ulepić bałwana czy co?

    Fran

    OdpowiedzUsuń
  12. [Szpoko, ja też sie tym poniżej nie pochwalę ;p]

    Jakoś do głowy przychodziły mu coraz to dziwniejsze pomysły. Sam niektórymi się dziwił, ale przecież chodzi tylko o zabawę nie? Ten pomysł z klubem dla homosiów, wyjątkowo nie wyszedł od niego. Właściwie to sam nie wiedział od kogo usłyszał "Chcesz sprawdzić czy jesteś hetero? Prześpij się z facetem a się dowiesz". W każdym bądź razie spać z facetem nie zamierzał. Przynajmniej na razie.
    Mimo tego wieczorem znalazł się takowym klubie otoczony bandą gejów, którzy tylko patrzyli na niego jak na następną ofiarę. Jakoś mu to niezbyt leżało, ale nie wyszedł, tylko śmiejąc się sam do siebie ze wszystkich i nikogo usiadł przy ladzie, rozglądając się w około tym samym rozbawionym spojrzeniem.
    Ciekawe, co to znaczyło być homo, albo bi. On sam nie wiedział, kim jest. I cholera, ale nie chciał się dowiedzieć. Lepiej żyć w cholernej nie świadomości.
    Westchnął i rzucił do barmana coś co miało być zamówieniem piwa, a wyszło jak wyszło. Upije się i wraca do domu nie?
    Jego wzrok zatrzymał się na jakimś młodym chłopaku siedzącym parę miejsc od niego. Na jego twarzy od razu pojawił się radosny uśmiech.
    -E Styles!-ryknął na cały klub i nieporadnie, bo nieporadnie ruszył ku Harry'emu. No dobra był zaskoczony jego obecnością...tutaj, ale może i on tu przyszedł dla zabawy?

    Lilo

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie mogła nic poradzić, że zachowywała się czasami jak matka. Chłopak po prostu wzbudzał w niej matczyne uczucia i no zostawić chłopaka nie potrafiła. Lubiła go, lubiła dla niego gotować, lubiłam z nim spędzać wolny, ten całkowicie wolny czas. No i oczywiście znała go, wiedziała na co go stać i jak czasami się zachowuje. Dziś miał niezwykle dobry humor, nawet nie musiała go upominać by się nie patrzył.
    -Bitwa na śnieżki równie może być. - powiedziała z uśmiechem. Założyła buty, kurtkę, czapkę, szalik i rękawiczki. Musiało być jej ciepło. -No chyba że boisz się ze mną walczyć... - zachichotała łapiąc go pod ramię, za nimi zamknęła drzwi. - To gdzie chcesz iść się pobawić. - mrugnęła do niego.

    Fram

    OdpowiedzUsuń
  14. Uśmiechnął się jeszcze szerzej. Jeszcze chwila a mu od tego uśmiechu zęby wylecą. Ale podobno brak zębów jest sexowne. Gdzie on to słyszał, ciekawe...
    Walnął Harry'ego w plecy i wziął, ba wręcz wyrwał barmanowi z ręki swój kufel piwa, który po chwili był już w połowie opróżniony. Lubił pić. Wtedy wszystko zdawało mu się zabawne. Tak jak i tym razem.
    Przekrzywił lekko głowę, niczym zaciekawiony dzieciak i już miał mówić, jaki to z niego hetero bla, bla, bla, ale coś mu przyszło do głowy. Może być ciekawie.
    -No widzisz-z hukiem odstawił kufel na ladę, wpatrując się z iskierką zainteresowania w Stylesa. Cóż...ma się dobrze bawić, przede wszystkim. Pochylił się nad Harry'm.
    -Po tej samej stronie jak słodko, nieprawdaż?-wyszeptał mu cicho do ucha, po czym odsunął się i z jego gardła wydobył się śmiech.

    Lilo

    OdpowiedzUsuń
  15. [Domyśliłam się :3 Jakiś pomysł? Zacznę.]

    Elessar

    OdpowiedzUsuń
  16. Zarzucił nogę na oparcie krzesła Harry'ego i mimo drażniących jego słuch narzekań barmana wyjął z kieszeni lekko zmiętego skręta, którego zaraz sprawnie odpalił. Jaranie było jeszcze lepsze od picia, przynajmniej w jego skromnym mniemaniu. Wtedy jakby wszystko nabierało barw, aż chciało się żyć.
    Zmierzył Stylesa spojrzeniem i wypuścił z ust obłok białego dymu, który zaraz rozpłynął się w powietrzu.
    Może to co chciał zrobić było debilne i tak dalej, ale "chcesz być hetero to prześpij się z facetem" coraz mocniej obijało mu się w mózgu. Zwłaszcza, że jego wola powoli znikała.
    -No widzisz młody. No widzisz-powtórzył mierzwiąc sobie włosy, uśmiechając się przy tym zmysłowo.

    Lilo

    OdpowiedzUsuń
  17. Korytarz, którym szedł był długi i wypełniony jasną, raniącą oczy poświatą. Mijając rzędy oszklonych drzwi, przez które doskonale było widać pacjentów na twardych szpitalnych łóżkach, zastanawiał się, dlaczego akurat coś tak okrutnego musiało przydarzyć się właśnie jego ukochanej babci. Bernardette była osobą, która mimo wszystko dawała sobie radę, była silna jak cholera. Nigdy nie skarżyła się na żadne dolegliwości, rzadko chorowała, była optymistycznie nastawiona do świata i bardzo radosna. Informacja o tym, że ma raka serca, co konkretniej nazywano nowotworem złośliwym serca, ugodziła nastolatka z taką siłą, że kiedy usłyszał o chorobie babci od matki, zemdlał. Nie potrafił zrozumieć, jak ktoś taki jak jego bratnia dusza, tryskająca energią i wiecznie uśmiechnięta, mógł zachorować na tak poważną chorobę. Myśl, że mógłbym ją stracić, przerażała Elessara. Nie miał ochoty dopuszczać do siebie wiadomości, że kobieta odejdzie. Kochał ją zbyt mocno, żeby się nie przejmować stanem jej zdrowia, więc postanowił wybrać się do szpitala, by odwiedzić babcię. Pchnął oszklone drzwi, wkraczając do sali numer jedenaście, gdzie światło wydawało się być jeszcze jaśniejsze od tego na korytarzu. Plecak, który miał zawieszony na lewym ramieniu, zaczął mu trochę ciążyć i przeszkadzać, więc zdjął go i chwyci w ręce. W pomieszczeniu znajdowały się dwa łóżka, na jednym z nich leżał młody chłopak, wyglądający na zmęczonego. Babcia Tomlinsona leżała na łóżku tuż pod oknem. Wyglądała jak wrak człowieka, kiedy podszedł bliżej, jego uwadze nie umknęło to, że schudła i to dużo. Kości policzkowe kobiety były zapadnięte, niebieskie oczy, które po niej odziedziczył, pozbawione blasku, siwe włosy potargane. Rak zmienił jego ukochaną babcię. Nie była tym samym człowiekiem, co wcześniej, lecz nadal pozostawała najważniejszą osobą w jego życiu. Kiedy go ujrzała, zmusiła się na słaby uśmiech. Chwyciła w bladą, kruchą dłoń pilot, który pozwalał kobiecie kontrolować swoje łóżko, to znaczy podnosić oparcie czy też całą konstrukcję i nacisnęła przycisk, dzięki któremu jego oparcie uniosło się tak, że usiadła. Podłączono ją do ogromu kroplówek i lekarstw w płynie, a urządzenie, dzięki któremu lekarze mogli obserwować prace jej serca, wydawało z siebie irytujący dźwięk. Eless przysiadł na strasznie niewygodnym krześle, przyglądając jej się. Starał się zapamiętać dokładnie każdy skrawek twarzy babci, by móc przywoływać ją do pamięci, gdy Bernardette…odejdzie. Łzy stanęły mu w oczach w chwili, kiedy uświadomił sobie, że niewiele je pozostało. Lekarz twierdził, że była to kwestia miesiąca lub dwóch. Do głowy nigdy by nastolatkowi nie przyszło, że coś takiego będzie miało miejsce w jego życiu. Nie chciał, by umarła. Wolał oddać swoje życie za nią, swoje zdrowie, jeśli tylko by jej to pomogło.

    Elessar

    OdpowiedzUsuń
  18. On siebie nie niszczył, on ubarwiał tylko swoje cholerne życie. I tak każdy człowiek umrze, to po co ma się męczyć nudnym życiem do osiemdziesiątki, jak można krótko żyć i mieć ciekawe życie? Dla niego najlepsze rozwiązanie to pić i jarać i tyle.
    Wzruszył obojętnie ramionami, a z jego ust wyleciała kolejna strużka dymu.
    -Wiesz co młody sam nie wiem-odpowiedział po chwili. No i to może i była prawda bo teraz jego umysł wypełniały tańczące Kaczory Donaldy.
    -A co Cię tu przywiało co?-uśmiechnął się troche ironicznie troche znudzony-Bo na pewno potrzeba odmawiania paciorku to to nie jest, nie?-prychnął śmiechem.

    Lilo

    OdpowiedzUsuń
  19. Trzymała się go kurczowo za ramię starając się nie poślizgnąć na lodzie. Niby miała zimowe obuwie, aczkolwiek nigdy nic nie wiadomo no i w każdej chwili mogła się poślizgnąć. A żeby spojrzeć na swojego ulubionego chłopaczka musiała wysoko zadrzeć głowę do góry. Nie lubiła być niska, szczególnie przy tak wysokich osobach jak Harry. Czuła się nieco niezręcznie jak i dziecinnie. No bo kto bierze na poważnie blondynkę mającą sto sześćdziesiąt pięć centymetrów.
    -Park jest daleko.. - stwierdziła grymasząc niczym małe dziecko. - Nie ma nic bliżej? - spytała z nadzieją w głosie. Nie mogła długo się bawić, będzie musiała się uczyć już niedługo, jeszcze obiad zrobić. No bo pewnie i Harry będzie chciał coś zjeść.

    Fran

    OdpowiedzUsuń
  20. Posiadał tak zwaną barierę odpornościową – choroby nigdy mu się nie przytrafiały, a zwłaszcza tak groźne jak rak serca. Wziął głęboki oddech, starając się nie wybuchnąć płaczem. Wiedział bowiem, że jego smutek mógłby zdołować babcię, która potrzebowała w tej chwili otuchy i wsparcia. Bernardette dźwignęła się na łokciach i powiedziała:
    - Elessar, jak dobrze, że jesteś. Zaczynałam się już martwić, że nie przyjdziesz.
    Posłał kobiecie jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. To było nieco dziwne, że w sytuacji, kiedy groziła jej śmierć, martwiła się jedynie o wizytę wnuczka.
    - Jak się czujesz, babciu? – zapytał, głosem wypranym z jakichkolwiek emocji, które tak naprawdę targały nim od wewnątrz, tocząc nieokreśloną, brutalną walkę ze sobą.
    - Cóż, nie jest źle. Myślę, że wypuszczą mnie za pare dni. To przecież nic poważnego, zwykłe przeziębienie.
    Dopiero po chwili dotarło do niego znaczenie jej słów. Bernardette pozostawała w zupełnej nieświadomości tego, w jak ogromnym zagrożeniu się znajdowała. Lekarze zapewne nie pofatygowali się, by poinformować ją, że ma raka serca i odejdzie z tego świata w krótkim czasie. Nagle poczuł ogromną chęć powiedzenia jej całej prawdy. Zaraz jednak się powstrzymał od tego czynu. Nie uśmiechało mu się, by babcię dobijać i zastraszać. Znęcanie się nad ludźmi nie należało do moich ulubionych zajęć.
    Nagle rozległo się kaszlenie. Automatycznie odwróciłem się i utkwiłem wzrok w chłopaka, który leżał na łóżku obok drzwi. Pierwsze co zauważyłem to to, że zbladł. Chwilę potem zaczął się krztusić, łapiąc za gardło. Jego ciało unosiło się i opadało głucho na materac. Miał jakiś atak. Siedziałem sztywno i w otępieniu wpatrywałem się w niego, nie potrafiąc wypowiedzieć ani słowa. Urządzenie pokazujące prace jego serca dostało szału, brzęczało i popiskiwało tak głośno i intensywnie, że aż rozbolała mnie głowa. Nieznajomy zaczął się trząść. Zaczął krzyczeć. Nie miałem pojęcia, co się dzieje. Po chwili oprzytomniałem, zacząłem wołać pielęgniarkę, wręcz darłem się na cały oddział. On dyszał ciężko, kaszlał i wił się z bólu, krzycząc. Nikt nie przyszedł, więc postanowiłem działać.
    Zerwałem się z krzesła i jak najszybciej podbiegłem do niego, prędko przeglądając jego kartę pacjenta. Choroba serca. Czyli coś jak to, na co chora była jego babcia. Pospiesznie wyciągnął z kieszeni rurek opakowanie tabletek, które zażywała Bernardette, gdy miała ataki. Zawsze nosił je przy sobie, w razie nagłej sytuacji. Jak ta na przykład. Wysypał na dłoń dwie tabletki, nachylił się ku chłopakowi i powiedział:
    - Proszę, pozwól mi. Ból ustanie.
    Pomógł mu połknąć lekarstwo. Nagle wszystko ucichło. Nastolatek padł na łóżko, milknąc.

    Elessar

    OdpowiedzUsuń
  21. To był impuls. To, że uratował tego chłopaka było dla niego ogromnym szokiem. Nie miał pojęcia, że zrobił coś tak odważnego. Zazwyczaj był tchórzliwy, zamknięty w sobie i niewinny. A nagle stał się bohaterem. Kompletnie tego nie rozumiał. Ale chciał mu jakoś pomóc. Wiedział, w jaki sposób to zrobić, bo przecież miał do czynienia z osobą chorą na serce. To wydawało się takie proste. I w sumie było.
    Kiedy już wszystko się uspokoiło, chłopak zapadł w sen. Skorzystał z tego faktu i wrócił na krzesło, na którym wcześniej siedział. Babcia posłała mu szeroki uśmiech.
    - Jestem z ciebie dumna, Elessar. Wiedziałam, że jesteś kimś - powiedziała, a on odwzajemnił niepewnie uśmiech.
    On również czuł się z siebie dumny. W końcu zrobił coś wielkiego. Uratował czyjeś życie. Nieważne, że go nie znał. Zawsze działał bezinteresownie. Nie oczekiwał nic w zamian. Podszedł do nich lekarz. Był to niski, łysiejący mężczyzna w okularach. Zupełnie takich, jakie nosił słynny czarodziej z książek J.K Rowling. Sprawiał wrażenie sympatycznego. Poprosił go na rozmowę. Eless zgodził się od razu. Wybrali sobie jakieś odizolowane od ludzi miejsce i zaczęli konwersację.
    - Panie Tomlinson, muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. To co pan zrobił wymagało olbrzymiej odwagi, ale też skupienia - powiedział mężczyzna, patrząc na niego.
    - Dziękuję. Ale naprawdę nie ma o czym mówić. Pomogłem mu, bo czułem, że właśnie tak muszę postąpić - odezwał się Elessar.
    - Nie, to ja dziękuję. Gdyby nie pan, pacjent dawno już by nie żył. Należą się panu ogromne brawa.
    - Nie trzeba, naprawdę... - zarumienił się Eless.
    - Trzeba, trzeba.
    Elessar zerknął na moment na łóżko, na którym leżał nastolatek, któremu rzekomo uratował życie. Obudził się.
    - Jak się czuje? - zapytał lekarza.
    - Oh, myślę, że sam możesz go o to spytać - zaproponował. - No idź.
    Posłusznie skierował się w stronę nieznajomego. Popatrzył na niego niepewnie. W końcu zmusił się na nieśmiały uśmiech.
    - Jak tam? Żyjesz jakoś? - zaczął.

    Elessar

    OdpowiedzUsuń
  22. Kolejne słowa podzięki. Kurde, mogliby już przestać. Powoli zaczynał go to denerwować. Zrobił to, bo naprawdę chciał. Dlaczego wciąż mu dziękowali za to, co zrobił? Okey, uratował tego chłopaka. Ale zrobił to dlatego, że wiedział, że musi to zrobić. Taki odruch, czy coś. Przecież go nie znał. A już na pewno nic do niego nie czuł.
    Fakt, że nastolatek chciał się napić i nie dosięgnął do szklanki, nie umknął jego uwadze. Ponownie naszedł go ten impuls, chęć bezinteresownej pomocy, za którą nie oczekiwał nic w zamian. Bez namysłu sięgnął po szklankę z wodą i podał mu ją, uśmiechając się ciepło. Utkwił wzrok w jego oczach. Były zielone. Lubił ten kolor. Zieleń kojarzyła mu się z nadzieją, a on z pewnością musiał mieć w sobie ogromne jej pokłady. Bo jakim cudem nadal żył? A no tak. Dzięki Elessarowi.

    Elessar

    OdpowiedzUsuń
  23. Jak się okazało, chłopak był na tyle "zdrowy", że mógł już opuścić szpital. Przynajmniej na czas, aż nie dostanie kolejnego ataku. Elessar miał jednak cichą nadzieję, że tak będzie. Dlaczego? Chciał po raz kolejny go zobaczyć. Nie wiedział, czy wylądowałby znów tej samej sali, co jego babcia. To jednak najmniej go obchodziło. Nastolatek nie potrafił się skupić na niczym innym niż zielone, pełne nadziei oczy chłopaka. Były takie...piękne. Mógłby wpatrywać się w nie godzinami. Tonął w ich głębi. Bo u Elessara pierwszym, na co zwracał szczególną uwagę, były oczy. W nich przecież można dojrzeć duszę człowieka. Jeśli ktoś ma tak cudowne oczy, z pewnością musi być równie wspaniały, co one. Taka była jego, niezmienna od lat, teoria. Katie, jego pierwsza i jedyna, była dziewczyna miała oczy zimne, pełne chciwości. Jak mógł wcześniej nie dostrzec jej zamiarów? Był głupi i zaślepiony miłością do niej. Tak bardzo naiwny...Ale w sumie nadal taki był. Nadal ślepo ufał ludziom, pozwalał im, aby z nim przebywali. Chociaż przyjaźni ani związków już nie zawierał. W tych tematach był naprawdę...delikatny i nie potrafił ponownie pokochać, przynajmniej równie mocno co Katie. A co teraz działo się w jego rozerwanym na kawałeczki, krwawiącym serduszku? Przyspieszało tempo na myśl o tym, że on i ten, co mu życie uratował, mogliby się zaprzyjaźnić. To takie dziwne...
    Zaczepił pielęgniarkę, chcąc wiedzieć, czy wypuszczają nastolatka ze szpitala. Miła kobieta od razu udzieliła mu odpowiedzi:
    - Tak, są tu jego rodzice. Zaraz powinien opuścić gmach szpitalny. - wytłumaczyła. - To pan jest tym, co mu życie uratował? Wielkie brawa.
    Znowu. Poczuł, jak na jego policzki wylewa się delikatny odcień purpury. Jęknął cicho.
    - Nie trzeba, dziękuję za informację - mruknął.

    Elessar

    OdpowiedzUsuń
  24. Możliwe było, a i owszem. Elessar właśnie żegnał się z babcią. Przytulił ją delikatnie do siebie i obiecał, że zjawi się w szpitalu również jutro, o ile znajdzie wolny czas. Uniósł kąciki ust w smutnym uśmiechu. Naprawdę nie chciał, aby odchodziła. Myśl, że tak niewiele życia jej zostało, rodziła w nim ogromny ból i ukłucie tęsknoty. Tęsknić za kimś, kto jeszcze żyje...dziwne. On sam był dziwny. Niektóre jego zachowania...Jak na przykład to, że uratował tego chłopaka. To było dziwne. Przecież go nie znał. Więc po co się trudził? Sam nie wiedział.
    Opuścił salę, wychodząc na jasno oświetlony korytarz, którym tu dotarł. Wziął głęboki oddech, a potem ze świstem wypuścił powietrze z ust. Za dużo wrażeń jak na dziś. Zbyt wiele bohaterskich czynów. Stanowczo. Musiał gdzieś iść, odpocząć, przemyśleć to wszystko. A z drugiej strony chciał porozmawiać z tym chłopakiem, poznać go. Pospędzać z nim czas. Sam na sam...Wiedział, że to niemożliwe. Ale, never say never, nieprawdaż?
    Gdy już kierował się ku wyjściu z budynku, zauważył kątem oka tego nastolatka i jego rodziców. Matka cała roztrzęsiona, tuliła syna do siebie. Ojciec...na niego nie patrzył. Postanowił, że do nich podejdzie. Po prostu. Tak więc ruszył w ich stronę, a serce biło mu jak oszalałe na myśl, że wymieni parę zdań z tym cudownym człowiekiem.

    OdpowiedzUsuń
  25. Zadzierała głowę by jako tako na niego spojrzeć, a trudno jej było, gdy tak stał nad nią. Był za wysoki, ale... no okej trochę jej to przeszkadzało.
    -Nie. - pokręciła zamaszyście głową. - Wyszłam z Tobą i zamierzam się świetnie bawić. - powiedziała z uśmiechem.
    Nie chciała go zawieść. Był jej najbliższą osobą odkąd zmarła babcia i uważała go za braciszka. Swojego młodszego, słodkiego braciszka, który teraz chciał się bawić, a ona nie śmiała mu tego odmówić.
    -Park też jest w porządku. - stwierdziła pokrótce. - Ale potem idziesz do mnie i gotujesz mi obiad a potem będziesz mnie odpytywał. - to były jej główne warunki.

    [Nie ma sprawy, każdemu zdarza się napisać coś krócej ;p ]
    Fran

    OdpowiedzUsuń
  26. Kiedy kobieta wręcz rzuciła się w jego stronę, a z jej ust wylewał się potok podziękowań, pożałował, że tu przyszedł. No ale co innego mógł zrobić? Wyjść od tak, bez słowa? Nie, on taki nie był. Poza tym szczęście, które zobaczył na jej twarzy było takie prawdziwe i tak wielkie, że zwyczajnie nie potrafiłby nie podejść. Uśmiechnął się niepewnie.
    - Proszę pani, zrobiłem, co uważałem za słuszne. Naprawdę. Proszę mnie nie traktować, jakbym był nie wiadomo kim - powiedział, śmiejąc się. - Wybaczą państwo, ale zostawiłem zwierzątko przed budynkiem, muszę po nie iść, a i tak powoli będę wracał do domu. Mam parę rzeczy do zrobienia. W końcu praca domowa z matematyki sama się nie zrobi - zauważył.
    Przeprosił grzecznie, a potem skierował się w stronę drzwi wejściowo-wyjściowych. Gdy już przy nich był, odwrócił się na moment i pozwolił sobie zerknąć na chłopaka. Był naprawdę cudowny. Westchnął ciężko i wyszedł na świeże powietrze. Na ziemi, tuż przy ścianie budynku, siedział czarny jak smoła szczur. Elessar schylił się i wziął go na ręce, a potem wsadził do kaptura bluzy.
    - Wybacz, Frodo, że musiałeś tyle czekać - powiedział do zwierzęcia.

    OdpowiedzUsuń
  27. Stał w tym miejscu wystarczająco długo, aby spostrzec, że chłopak, któremu uratował życie, opuścił budynek szpitala. Nagle zrobiło mu się jakoś tak...cieplej w duszy. Nie wiedział, czym to mogło być spowodowane. Zauważył, w tak krótkim czasie, że obecność nieznajomego, któremu uratował życie, sprawiała, że czuł się lepiej, jakby napełniony wewnętrznym szczęściem. Nie rozumiał logiki tego zjawiska, ale podobało mu się, że w taki a nie inny sposób reaguje na to, że ów chłopak znajdował się w pobliżu. Cały czas ze szczurem w kapturze, podszedł więc do niego. W końcu mogli być sami, więc czemu miałby nie skorzystać z tej okazji? Być może więcej go już nie spotka. Lepiej brać życie w garść, żyć chwilą. Tak, to najlepsze, co mógł teraz zrobić. Podejść i zagadać. Był otwarty na innych i strasznie ciekawski, toteż rozpoczęcie rozmowy nie było dla niego jakimś specjalnie trudnym wyczynem.
    - Znowu się spotykamy - zauważył z uśmiechem, gdy był już wystarczająco blisko niego, aby ten mógł go usłyszeć. - Wybacz, że wcześniej się nie przedstawiłem, ale jakoś wyleciało mi z głowy. Elessar jestem - wyciągnął ku niemu swoją wychudzoną, przypominającą patyk, bladą rękę z wystającymi, fioletowymi żyłami.
    Szczur w jego kapturze poruszył się i wystawił łepek.
    - Tak, a to Frodo - powiedział, śmiejąc się. - Obydwoje jesteśmy z tej samej "bajki".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju, bez tego "któremu uratował życie". Powtórzyło się XD

      Usuń
  28. - A czy mogę mówić Ci Hazz? - zapytał, unosząc jedną brew i nie przestając się uśmiechać. - Harry brzmi tak oficjalnie. Tak...nudno.
    Co on wygadywał? Chciał od razu wymyślać jakieś pseudonimy, którymi posługiwaliby się tylko oni? Co też mu do tego głupiego łba strzeliło? Elessar był naprawdę dziwnym człowiekiem. Ruszył do przodu.
    - Jeśli chcesz, możesz iść ze mną. Muszę się przejść - powiedział, nabierając świeżego powietrza w nozdrza.
    Wiosna. Myśl, że cały ten mróz, który towarzyszył kończącej się zimie, nastawiała go całkiem optymistycznie na dalszy żywot. Tak, było naprawdę okej.

    OdpowiedzUsuń
  29. - Ludzie różnie na mnie mówią. Raz Eless, raz Tommo. Zależy, jaki mają do mnie stosunek. Choć staram się nie robić sobie wrogów. Każdego traktuję na równi - wyjaśnił, idąc.
    Co jakiś czas na niego spoglądał, jakby w obawie, że ten cudowny chłopak nagle zniknie. Najbardziej lubił jego oczy i ten uśmiech. Pełen nonszalancji, a jednak nieco nieśmiały. Podobał mu się. Tak. Chyba zaczynał się nieco do niego przywiązywać, co niezbyt mu się podobało. Ale Elessar taki już był. Naiwny. Ufny. Za bardzo. Dotarli do parku. Pomyślał, że fajnie by było usiąść i w spokoju porozmawiać. W końcu pogoda sprzyjała, więc czemu by nie? Zasiadł więc na wykonanej z mahoniu ławce i spojrzał w niebo.
    - Opowiesz mi o sobie, Hazz? - poprosił.

    OdpowiedzUsuń
  30. Elessar, ty idioto. Czy on naprawdę był aż tak głupi, aby ślepo wierzyć, że ten chłopak nagle otworzy się przed nim, opowie o swoim jakże trudnym dzieciństwie, o chorobie, a potem padną sobie, cali zaplakani, w ramiona, jak starzy, dobrzy przyjaciele. Głupi, głupi, głupi. Debil. Co on sobie wyobrażał? No cóż, chociaż jednym dobrym aspektem tej rozmowy było to, że Styles odpowiedział. Elessar uniósł kąciki bladych ust w szerokim uśmiechu.
    - Bardzo miło mi pana poznać, panie Styles. Ja jestem Elessar, osiemnastoletni brytyjczyk, który cierpi na samotność i piromanię - powiedział po chwili.
    Cóż za idiotyzm, wyznać nieznajomemu tak naprawdę nastolatkowi, że się jest samotnym. Ale no głupiutki Eless nie zna granic. Przeczesał obładowaną bransoletkami z muliny i rzemykami dłonią swoją niesforną fryzurę. Na wewnętrznej stronie nadgarstka widniało kilka blizn i świeżych nacięć.

    OdpowiedzUsuń
  31. Dla Harry'ego Fran była zdolna do wszystkiego. Mógł liczyć na nią o każdej porze dnia w każdej sekundzie życia. Nie pozwoliłaby by na jego twarzyczce gościł smutek choć sama była tylko rok starsza.
    -Jak już to pani kapitan. - zachichotała.
    Chwyciła go za dłoń i żwawym krokiem ruszyła w stronę najbliższego parku. Przynajmniej tam było bezpieczniej od tej ulicy na której mieszkała. Tutaj w każdej chwili można by było oberwać śnieżką z kamieniem lub czymś innym w środku.
    -A i uważaj bo dziś będę baaaardzo głodna. - rzekła ze śmiechem. - Więc będziesz musiał się nagotować. - puściła mu oczko.

    Fran

    OdpowiedzUsuń
  32. Skinął powoli głową, przytakując. Tak, dokładnie to co usłyszał. Piromania. Czyli zamiłowanie do zabawy z ogniem. Dlaczego tak bardzo to lubił? Cóż, gdyby ktoś miał tyle przeżyć za sobą, co Elessar, z pewnością by to wiedział. A ogień stałby się dla niego równie ważny, co dla tego osiemnastolatka. Tak młody, a tyle już stracił. Westchnął ciężko, zastanawiając się, czy jest sens opowiedzenia choć fragmentu jego historii temu przepięknemu człowiekowi. Wreszcie doszedł do wniosku, że raz kozie śmierć. Nic nie miał więcej do stracenia. A jeśli nawet Harry uzna go za dziwaka i ucieknie z krzykiem to nic takiego, naprawdę. Przywykł do samotności.
    - Tak, piromania. Czyli uwielbienie do ognia, zabawy z nim. - zaczął, patrząc na niego z uwagą. - Pochodzę z bogatej rodziny. Zawsze miałem to, czego chciałem. Wystarczyło, że skinąłem palcem, a nowy laptop czy komórka już były moje. Wcale nie musiałem się starać. Rodzice byli zajęci jednak sobą, dlatego też starali się mi wynagrodzić prezentami fakt, że nie mogą spędzać ze mną czasu. Ojciec zaczął pić. Tak, pomyślisz sobie - jak to możliwe w tak idealnej rodzinie? Otóż było i tak. Kiedy wychodził z kolegami do klubu, wracał nad rankiem. Kompletnie pijany. Wtedy czepiał się o byle błahostkę. Robił mi i matce niesamowite awantury. Bił moją rodzicielkę, a kiedy stawałem w jej obronie to i mi się dostawało. Nienawidziłem go i nadal nienawidzę. Nie potrafię zmienić nastawienia do niego. Pamiętam pożar, który wybuchł w naszej willi. Mój tata w nim zginął. Od tamtej pory jestem wdzięczny ogniu, który zadał mu śmierć w niewyobrażalnych mękach. Zasługiwał na to.
    Przerwał na moment, aby wyciągnąć z kieszeni rurek zapalniczkę. Otworzył ją i zapalił. Ich oczom ukazał się niebieski płomień. Elessar uśmiechnął się smutno.
    - Zawsze ją ze sobą noszę. - wyjaśnił. - Lubię ogień.

    OdpowiedzUsuń
  33. Kiedy go dotknął, jego chudym, bladym ciałem wstrząsnął przyjemny, rozgrzewający od środka dreszcz. W jego niebieskich oczach nagle rozbłysły iskierki nadziei. Czy to możliwe, aby kogokolwiek obchodził jego los? To jak się czuł? Bo z tego wynikało, że Harry'emu na nim zależało. Ale czy Elessarowi zależało na Harrym? Cóż, można było powiedzieć, że owszem. Chociaż krótko się znali, czuł do niego coś na kształt niepewnej fascynacji. Chciał, aby go dotykał. Chciał, aby był przy nim. Chciał jego.
    - Mów, o ile nie sprawia ci to trudności - wyszeptał.

    OdpowiedzUsuń
  34. - W takim razie witam w klubie - wykrztusił jedynie, nie dowierzając temu, co usłyszał.
    Jak on, Harry, uśmiechnięty, przystojny i inteligentny, mógł mieć aż takie problemy? W tej chwili zrobiło mu się ogromnie przykro. Nie chciał go stracić. Tak. Nie chciał, aby Styles odszedł. Przywiązał się do niego podczas tych krótkich momentów w szpitalu i teraz tutaj, w parku. Chciał mu pomóc. Ale nie bardzo wiedział jak. Westchnął, a potem powiedział:
    - No już, uśmiechamy się! - zarządził, dwoma palcami tworząc uśmiech na jego twarzy. - Miałem kiedyś dziewczynę, wiesz? Była moją pierwszą i ostatnią. Strasznie się w to wkręciłem, myślałem, że będzie tą jedyną. Ale okazało się, że ona kochała jedynie moje pieniądze, a nie mnie. Strasznie to przeżyłem. Ciąłem się i w ogóle. I od tamtej pory boję się pokochać. Nie chcę tego wszystkiego przeżywać raz jeszcze. - urwał na moment. Czy powinien mówić dalej? Spojrzał mu głęboko w oczy. Tak, jak najbardziej. On musi znać prawdę. - Jestem gejem.
    Poczuł ogromną ulgę. Wreszcie komuś to powiedział. Dwa słowa, a tak ogromnie trudne do wkrztuszenia.

    OdpowiedzUsuń
  35. [Strajk. Nie odpisuję. Zaszczyć mnie nowym wątkiem, to może łaskawie zechcę odpisać.]

    OdpowiedzUsuń
  36. Chciał coś powiedzieć, ale nie zdołał, ponieważ Frodo widocznie znudził się ciągłym siedzeniem w kapturze jego bluzy i przysłuchiwaniem się ich rozmowie. Szczur wydostał się ze swojego schronienia, zbiegł po ręce Elessara, a potem zeskoczył na ławkę. Z ławki zaś udał się na ziemię i pognał w stronę stawu. Przerażony osiemnastolatek rzucił się w pogoń za szczurkiem. Był naprawdę dla niego ważny. Jako jedyny był przy nim, mimo wszystko. To głupie, pokochać zwierzę. Ale Eless naprawdę szanował Frodo. Nie mógł go stracić. Zapominając o Harrym, począł szukać szczura. Nigdzie go nie było. Eless poczuł się okropnie bezsilny. Łzy cisnęły mu się do niebieskich oczu. Dlaczego?!

    OdpowiedzUsuń
  37. - Frodo! - krzyknął uradowany, pospiesznie biorąc szczura na ręce i tuląc do siebie. - Nigdy więcej mnie nie strasz, głupku!
    Roześmiał się, poprzez łzy. Naprawdę się o niego bał. Spojrzał na Harry'ego. Był mu ogromnie wdzięczny za to, co zrobił. Tylko nie miał pojęcia jak podziękować. Pod wpływem emocji, pochylił się ku niemu i delikatnie, niewinnie musnął ustami jego wargi. To był impuls. Coś jak nagła rzecz, która po prostu musi się wydarzyć. Zaraz jednak odsunął się i spłonął rumieńcem. Ale z niego idiota. Co on sobie wyobrażał?! Całować nieznajomego. Przecież tych dwoje nic nie łączyło. Jeszcze nie... - pomyślał Elessar, ale zaraz zganił się za to. Co on kurwa myślał? Że tamten od tak go pokocha czy coś? Okej, obaj pragnęli miłości i akceptacji, ale to wszystko działo sięza szybko. Elessar wstał, wsadził szczura w kaptur i powiedział:
    - Wybacz. Pójdę już.
    Po czym ruszył pospiesznie w stronę miasta.

    OdpowiedzUsuń
  38. Zdziwiło go jego zachowanie. Czy to możliwe, aby i on również się do niego przywiązał? Aż tak?Elessar strasznie polubił tego chłopaka. Widział w nim kogoś więcej niż zwykłego, dziewiętnastoletniego Brytyjczyka, który miał chorobę serce. On sam chciał być tym sercem. Albo znaczną jego częścią. Czy Harry był w stanie naprawić go? Pomóc mu poznać siebie na nowo? Nauczyć kochać? Pokręcił głową. Nie, to niedorzeczne.
    - Tak? - zapytał, unosząc brwi i patrząc na niego. - Co się stało, Hazz?

    OdpowiedzUsuń
  39. Jego słowa podziałały na niego kojąco. Lubił, gdy komuś na nim zależało. Może dlatego, że nikt oprócz babci taki nie był. Nikt mu nie okazywał współczucia, nikt nie zdawał sobie sprawy, jak trudno jest mu żyć. Po tym jak Katie go zostawiła, zupełnie jak zepsutą zabawkę, którą zresztą był, czuł się okropnie. Nie wierzył już w ludzi. Miał dość. Ale...czuł, że Styles to zmieni. Uniósł kąciki ust w delikatnym, pełnym ciepła uśmiechu.
    - Ohhh, the reason I hold on. Ohhh, 'cause I need this hole gone. Funny you're the broken one but... I'm the only one who needed saving. 'Cause when you never see the light. It's hard to know which one of us is caving. Not really sure how to feel about it. Something in the way you move. Makes me feel like I can't live without you. And it takes me all the way. I want you to stay. Stay. - zaśpiewał swoją ulubioną od niedawna piosenkę, a potem przytulił go do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  40. Wziął głęboki oddech. Co on robił?! Tulił do siebie chłopaka, którego znał ledwo pare godzin. Odsunął się od niego. Chciał wiecznie trwać w jego ramionach, ale wolał nie sprawiać podejrzeń. Nie chciał, aby on się dowiedział, co tak naprawdę działo się w jego połamanym, krwawiącym serduszku. Czy był gotowy na nowy związek? Cokolwiek? Uważał, że to za wcześnie. Ale co jeśli wydawało mu się, że właśnie on jest najodpowiedniejszy dla niego? Że właśnie on zasługuje na jego miłość? Że jego jest w stanie pokochać, choć w tak krótkim czasie? Uśmiechnął się do Harry'ego słabo.
    - Hazz, zależy mi na tobie - powiedział w końcu. - Jakkolwiek głupio i niedorzecznie to brzmi.

    OdpowiedzUsuń
  41. - Ja wspaniały? - zaśmiał się dźwięcznie.
    Jego śmiech zawisł w powietrzu na dobre kilka minut, a potem od tak się rozpłynął. Frodo poruszył się nieznacznie. No tak. Zaczynało się ściemniać. I oziębiać. Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz.
    - Wiesz, chyba powinniśmy się zmywać. Odprowadzić Cię? - zaproponował, patrząc na niego uważnie.

    OdpowiedzUsuń
  42. [BARDZO MOCNO CHCĘ LARRY'EGO I JUŻ NIE WYTRZYMUJĘ, BO CHCĘ, ABY BYLI RAZEM. KONIEC KROPKA.]

    OdpowiedzUsuń
  43. [A masz jakąś konkretną wizję? c:]

    Lalli

    OdpowiedzUsuń
  44. [UUUUU, cienko będzie. Proponuję, żeby się poznali w klubie dla gejuchów. Znaczy nie, żebym tam mojego dzieciaczka widziała, ale whatever.
    Chyba, że Harry chciałby kolegę, który będzie mu wciskał do spróbowania kolejne dziwaczne potrawy swojego autorstwa. c:]

    Lalli

    OdpowiedzUsuń
  45. [Oj, przesadzasz.]

    Ty i Harry. Dziś wieczorem. Ta myśl nieustannie wierciła mu dziurę w głowie. Odkąd po raz pierwszy go spotkał, nie mógł wyrzucić jego uśmiechniętej, przystojnej twarzy z umysłu. Widział go wszędzie. Czuł smak jego ust, kiedy kilka miesięcy wcześniej zdobył się, aby go pocałować, w geście podziękowań za odnalezienie szczura. Wziął głęboki oddech. Będzie dobrze. Naprawdę. Po prostu musisz w to uwierzyć.
    Wyszedł z domu, zamykając go na klucz, a potem skierował się w stronę posiadłości przyjaciela. Tak, byli przyjaciółmi. No bo jak nazwać tą silną więź, która powstała między nimi przez w sumie krótki okres czasu? Byli ze sobą, na dobre i złe. Pomagali sobie, spędzali razem czas, wygłupiali się. To było coś wyjątkowego. Po raz pierwszy od dwóch lat, Elessar czuł się dobrze w czyimś towarzystwie. I niewykluczone, że pokochał Harry'ego. W końcu on jako jedyny nauczył go miłości. Co prawda, braterskiej, ale...Eless czuł do niego o wiele więcej niż do zwykłego przyjaciela. Bał się swoich uczuć, ale nie zamierzał ich dłużej w sobie tłumić. Postanowił, że tego wieczoru, powie mu całą prawdę.
    Dotarł do celu. Cały poddenerwowany. Drżącą ręką nacisnął na dzwonek. Okej. Będzie dobrze. Musi być.

    OdpowiedzUsuń
  46. [No niestety, nie mam. Siedzenie w szkole do siedemnastej nie robi dobrze na mózg, niestety. :c
    A nie masz ochoty zacząć? :D]

    Lalli

    OdpowiedzUsuń
  47. [Tak, któr Tobie bardziej odpowiadała czyli, z tego co zrozumiałam, ta z kolegą od dokarmiania. :D]

    Lalli

    OdpowiedzUsuń
  48. [Oczywiście, że pani wąci, a co, chętny pan drogi Styles? Kocham 1D, więc ja, również panna Scott, jesteśmy chętne na wątek ze Stylesem ;)]

    Effy

    OdpowiedzUsuń
  49. [ Dzięki za powitanie :) Wąteczek ? ]

    OdpowiedzUsuń
  50. Sama Fran nie była zbyt świetna w tej dziedzinie. Chociaż i też nie paliła wody na gazie, więc otruć nikogo by nie otruła. Blondynka nigdy by go tak nie nazwała, czasami lubiła się z nim droczyć, mówiąc, że byłby świetną pomocą domową, ale nigdy by go nie obraziła.
    -To świetnie. - uśmiechnęła się szeroko.
    Gdy tylko znaleźli się w parku, a Harry się zatrzymał, Fran ruszyła przed siebie szybkim kroczkiem. Pochyliła się przy pierwszej lepszej górce śniegu i zrobiła kulkę. Po chwili kulka śnieżna poszybowała w stronę Harry'ego trafiając go w ramię.
    -A masz! - krzyknęła.

    Fran

    OdpowiedzUsuń
  51. Paryż jak to Paryż. Nazywany "światową kolebką miłości" w swoich obrzeżach mieścił na prawdę różne miejsca. Powstawało tu wiele ciekawych galerii sztuki, do których na prawdę lubił zaglądać, żeby się rozejrzeć i ewentualnie znaleźć jakąś ciekawą inspirację do swojego kolejnego obrazu. Dzisiaj jednak postanowił spędzić wieczór nieco inaczej niż zazwyczaj.
    Ubrał się w czarne a'la trampki, musztardowe, zwężane w nogawkach spodnie, szarą koszulę, oraz założony przez głowę przylegający do ciała sweter burgundowy. Do tego czarną kurtkę skórzaną i w takim samym kolorze jak spodnie-szalik. Właśnie w takim stroju postanowił wyskoczyć do jednego z nowo otwartych klubów dla homoseksualistów... Ta... To nie było w jego stylu, ale można było wyskoczyć, napić się i ogólnie dobrze zabawić. W końcu nie był takim sztywniakiem.
    Wszedł po schodach do podpiwniczonego klubu, w którym o tej godzinie było już na prawdę spory tłum. Właściwie to nie spodziewał się tego, by paryżanie tak chętnie odwiedzali takie miejsca i to w takich ilościach... Cóż, można się czasem pozytywnie pomylić.
    W środku znajdował się dość obszerny bar, wszędzie były kolorowe lampy, miejsca na których znajdowały się rury dla tych bardziej odważnych. Oczywiście, DJ'ka również była bardzo dobrze wyposażona a podświetlany parkiet aż błagał, żeby się na nim pobujać.
    Zostawił wierzchnie ciuchy w odpowiednim do tego miejscu i zajął miejsce przy barze tuż obok chłopaka w kręconych włosach. Zamówił zielonego drinka i powoli zaczął go pić.
    Zerknął na niego z delikatnym uśmiechem. Musiał przyznać- był całkiem całkiem... Ale nie przyszedł tutaj po to by zaliczyć.
    -Coś nie tak?- zagadnął z zainteresowaniem.

    [Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko mojemu zaczęciu bez uzgodnienia jakiegoś tematu ? To jedyne co mi przyszło do głowy. Pewnie się powtarzam, ale trudno :) Czasem warto zaryzykować by wyszło coś innego niż zazwyczaj. C'nie ? :D]

    OdpowiedzUsuń
  52. Rodzina ze strony matki była bardzo konserwatywna. Nie akceptowali tego, że zaczął się wyróżniać interesować dziewczętami jak i chłopcami identycznie ich oceniając pod względem seksualności. Opowiadając o sowich nowych miłostkach… Traktowali go jak dziwoląga, który nie powinien się urodzić, albo powinien pójść na terapię… Rodzina ojca zaś była inna. Szybko przywykli do tego, że gustuje w obu płciach, spotyka się z takimi ludźmi i dzieli swoim życiem wiedząc, że oni również przeżywają coś podobnego. W pewnym momencie, w trakcie dorastania rodzina polska również zaczęła dostrzegać w nim normalnego, wartościowego człowieka, który potrafił dzielić się zamiłowaniem do sztuki jak i inteligentnym podejściem do życia i obycia ludzkiego, jaki mimo swojej ‘inności’ radzi sobie z szykanowaniem ze strony rówieśników… Jak otwiera się chętnie na ludzi mimo częstych zawodów miłosnych jak i ze strony ‘prawdziwych’ przyjaciół. Po prostu go zaakceptowali, ale nadal liczą na to, że jednak zdecyduje się w przyszłości na kobietę i będzie miał gromadkę dzieci… Taka tam szczerość zawsze go dotykała podczas świąt czy jakichkolwiek innych spotkań rodzinnych.
    Spojrzał na kieliszek trzymany w dłoniach chłopaka. On jako optymista stwierdził, że jest w połowie pełny.
    Dopił swój zielony trunek i poprosił o kolejny dla siebie jak i towarzysza obok.
    -W ogóle to jestem Magnus- przedstawił się wyciągając do niego swoją prawą dłoń z wyraźnym uśmiechem. Cieszył się z tego, że mógł zamienić z nim kilka słów- w każdym razie miał taką nadzieję.

    [Uff, to dobrze XD ]

    OdpowiedzUsuń
  53. Na dźwięk przezwiska, którym go ochrzcił kilka miesięcy temu, uśmiechnął się delikatnie. Sam nazywał go "Hazz", ale wydawało mu się, że porównywanie go do misia było o wiele słodsze i kreatywne. Trwał chwilę, otoczony jego ramionami. Chciał, aby ten moment trwał wiecznie. Tak naprawdę czuł do niego o wiele więcej niż zwykłą braterską znajomość. Chciał być dla niego najważniejszy...Jedyny. Każdego dnia, gdy się rozstawali czuł się samotny i tęsknił za nim. Nawet teraz, gdy miał go przy sobie czuł się okropnie smutny, bo wiedział, że już nie długo będzie musiał sobie pójść. Znaczy się...rankiem. Wziął głęboki wdech. Elessar, przestań tak pesymistycznie do wszystkiego podchodzić. A może on też Cię kocha? Nie, to nie mogłaby być prawda. Przecież Harry z pewnością był całkiem heteroseksualny, podrywał dziewczyny, umawiał się z nimi. Wystarczyło na niego spojrzeć. Chudy, przystojny, zawadiacki. A on, Eless? Taki miły do porzygu misiek. Nienawidził się za to, że nie potrafił być inny...Złośliwy, arogancki, wredny...Ale on zwyczajnie nie umiał się zmienić. Ludzie traktowali go różnie, a on sam nie wywyższał się i chciał dobrze dla każdego.
    - Tęskniłem, Hazz - powiedział, patrząc na przyjaciela.

    OdpowiedzUsuń
  54. Szczerze? Nie miał dzisiaj jakiejś szczególnej ochoty na zaciągnięcie kogoś gdzieś… Potrzebował chwili rozmowy z osobą, której właściwie nie znał i możliwe, że nie spotka ponownie. Czasem miewał takie dni, w których chwila porozumienia z kimś nieznanym wydawała się ważniejsza od pozostałych spraw. To było takie dziwne i takie pierwotne…
    - A więc Harry- zaakcentował jego imię z delikatnym uśmiechem –Co sprowadziło Cię w to miejsce? Jakaś konkretna osoba, czy pragnienie chwilowego ogarnięcia i znalezienie sobie podobnych?- oczywiście, mówiąc to miał na myśli zamienienie kilka słów z osobami o tej samej, czy podobnej orientacji seksualnej. On między innymi po to tu przylazł… Coś wewnętrznie mu kazało wepchnąć się w te ciuchy i usiąść na tym miejscu by chociaż wypić kilka zielonych drinków i później ‘zdychać’ przez bóle żołądkowe bo zawsze cierpiał po wypiciu alkoholu- a na czystą wódkę to reagował jak na ogórki z mlekiem tylko pozbywał się tego górą.

    OdpowiedzUsuń
  55. [Ano dzień dobry. :)]

    Charlotte Doyle

    OdpowiedzUsuń
  56. [Dziękuję. :D
    Nie jestem wprawdzie wielką entuzjastką 1D, bo to zupełnie nie moje klimaty, ale sądzę, że ciekawy wątek zawsze jest okej, więc... no, więc jeśli tylko masz jakiś warty uwagi pomysł, to z chęcią zacznę. Ewentualnie rzuć jakąś luźną propozycją, a ja postaram się ją jakoś rozwinąć. :D]

    Charlotte Doyle

    OdpowiedzUsuń
  57. Z uniesioną prawą brwią dopił swojego drinka. Odstawił szkło na blat baru po czym sam podparł się o niego na łokciu.
    -No to widzę, że już coś nas po części łączy...- zmusił się do odpowiedzi. Rzeczywiście na tym świecie ciężko było na ulicy poznać kogoś, kto jest tej samej orientacji, albo chociażby podobnej... Wszyscy pragnęli być 'normalnymi' w rzeczywistości ukrywając swoją osobowość, bali się mówić o swojej seksualności o tym, że na prawdę jest się N O R M A L N Y M. On sam nie lubił się spowiadać, ale taka była jego psychologia.
    - Ja przychodzą w takie miejsca nie tylko by poczuć się sobą, ale również dlatego by poznać jakieś ciekawe osobowości, odprężyć się i w towarzystwie osób podobnych napić się piwa bądź jakiegoś shot'a- rozwinął swą wypowiedź dopiero po dłuższym zastanowieniu. Nie chciał palnąć jakiejś durnowacizny, bo tak w jego przypadku dość często się działo.
    -A skoro już tutaj jesteśmy, to nie miałbyś ochotę wyskoczyć na parkiet?- zaproponował grzecznie. No cóż, po coś te kluby tutaj istnieją prawda?

    OdpowiedzUsuń
  58. Poczuł, że jego przyjaciel postanowił się odsunąć, więc pozwolił mu na to, nie próbując zaprzeczać. Przecież nie mógł wymagać od niego aby stał i przytulał go całą wieczność. Choć tak naprawdę bardzo tego chciał. Ale musiał myśleć o jego dobru, o jego uczuciach. Nie mógł być egoistą. Zresztą, nigdy nie był. Przejawiał raczej pomocne, uczynne i przyjazne intencje, nigdy nikogo nie skrzywdził, nie zadał nikomu bólu, chociaż właśnie jemu zadano go od groma. Utkwił spojrzenie błyszczących, niebieskich oczu w nastolatku. Czy Harry zawsze aż tak promieniał szczęściem? Czy jego włosy były wcześniej tak kręcone? Czy jego ubiór był już kiedyś tak starannie dopasowany? Te szczegóły uderzyły w niego z taką mocą, że na moment stracił całą radość, z jaką tu przyszedł. Co jeśli ulegnie chwili i pocałuje go, tak jak to zrobił kilka miesięcy temu? Przecież za drugim razem na pewno Harry jakoś zareaguje. Ale czy aby na pewno pozytywnie?
    - Więc, co będziemy robić? - zapytał w końcu, pozwalając swoim obawom umilknąć.

    Elessar

    OdpowiedzUsuń
  59. Skinął powoli głową, dając znak, że zgadza się na tą propozycje. A szczególnie fakt, że Harry miał dla niego jakąś niespodziankę, ogromnie go podniecał i fascynował. Czuł, jak przyjemny dreszcz przechodzi przez jego ciało. Miał ochotę go dotknąć. Pocałować. Pieścić. Tu i teraz. Powstrzymał się jednak od wcielenia swoich pragnień w rzeczywistość. Jeszcze nie teraz, postanowił sobie. Usiadł obok przyjaciela, zerkając na niego. Był naprawdę przystojny. Idealny. Jego zielone oczy były duże i piękne, otoczone wachlarzem długich, ciemnych rzęs. Mógłby się wpatrywać w nie w nieskończoność. Westchnął.
    - Również mam dla Ciebie niespodziankę - zaczął, przełykając cicho ślinę.
    Sięgnął lewą dłonią do kieszeni swoich rurek, po czym wyciągnął z niej małe, czerwono-czarne pudełeczko. Podał je Stylesowi z niepewnym uśmiechem.
    - Pomyślałem, że trzeba jakoś uczcić trzy miesiące znajomości - dodał, przyglądając się, jak nastolatek otwiera prezent.
    Był to naszyjnik z zawieszką, przypominającą połowę serca. Na tejże połowie wygenerowany został napis "Best friends". Elessar, nadal się uśmiechając, włożył rękę za swój t-shirt z nadrukiem pacyfy i wyjął na wierzch łańcuszek z zawieszką, która była drugą połową tego serca. Na nim zaś widniał napis "Forever".

    Elessar

    OdpowiedzUsuń
  60. - To przecież nic takiego - wybronił się. - Chciałem, abyś się uśmiechnął. W piękny sposób to robisz. Zupełnie inny niż pozostali ludzie. Szczery. A ja lubię szczere uśmiechy, wiesz? - powiedział, patrząc na niego.
    Kiedy go pocałował, poczuł, jak wewnątrz niego rozpala się płomień. Ogień był tak silny i tak palący, że na jego policzkach pojawiły się urocze rumieńce, których nie znosił. Okey, Eless. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Wdech... Co miał poradzić? Zakochał się w nim. I to nie tak, jak niektórzy, nie na chwilę. To było jakby...miłość od pierwszego wejrzenia, o. Właśnie tak. To uczucie wypełniało go po brzegi, a myśl, że ma go przy sobie sprawiała, że chciało mu się żyć. Po odejściu Katie był okropnie samotny i smutny, nie potrafił kochać. Jednak Harry nauczył go tej trudnej sztuki. Zdobył jego zaufanie. Kochał go. I zamierzał mu o tym jakoś powiedzieć. Ale jak?
    - Harry, mogę Cię o coś spytać? - uniósł brew. Nie czekając na odpowiedź, dodał. - Czy jest w Twoim życiu osoba, którą kochasz bezgranicznie i chcesz z nią tworzyć szczęśliwy związek?

    Elessar

    OdpowiedzUsuń
  61. To, że jego przyjaciel nie był z nim szczery i posiadał jakieś tajemnice, nie przeraziło go. W końcu każdy je miał. Nawet on sam. Chociaż większość Harry znał i Elessar czuł się z tym dobrze, że ma osobę, której może ufać i wszystko powiedzieć. Dosłownie wszystko. Zamiast zareagować negatywnie, zacząć na niego krzyczeć, wyzywać go, Eless delikatnie dotknął policzka Brytyjczyka i pozwolił sobie na delikatny uśmiech.
    - Nie szkodzi, Hazz. - powiedział szczerze, patrząc mu głęboko w oczy. - Kocham Cię, wiesz?
    Okey, powiedział to. Teraz tylko pozostało czekać, aż Styles zacznie się awanturować albo wyrzuci go z domu.

    Elessar

    OdpowiedzUsuń
  62. Kiedy go pocałował, zrobiło mu się przyjemnie dobrze. Poczuł, jak ta cała radość jeszcze bardziej wzrasta. Bo on był tutaj. Dla niego. I to wystarczyło. Nikt inny się nie liczył.
    Przymknął powieki, poddając się chwili i odzwajemniając pocałunek. Starał się, aby to było jak najbardziej naturalne. W końcu nigdy wcześniej nie całował się z chłopakiem. No, oprócz tego niewinnego całusa kilka miesięcy temu. Ale tamto w porównaniu do tego pocałunku było...niczym, naprawdę. Po chwili jednak Elessar odsunął się od przyjaciela. Spojrzał na niego. A więc to właśnie jest miłość? Wielkie pożądanie, ogrom zaufania i chęć życia tylko dla tej jedynej osoby, którą rzekomo kochamy?
    - Hazz, chciałbyś zostać moim...chłopakiem? - zapytał wreszcie, nie mogąc się powstrzymać od zadania tak ważnego pytania.
    No bo chciał być z nim. Jak najdłużej. Myśl o tym, że mogliby się rozstać, odejść...była okropna i zasmucała go. Ale liczyła się ta chwila. I to, że byli szczęśliwi. Razem.

    Elessar

    OdpowiedzUsuń
  63. [Jesteś mój i nikogo więcej, khe~]

    Elessar

    OdpowiedzUsuń
  64. [ dobrze myślę, że to autorka z wyspy snów? ]

    OdpowiedzUsuń
  65. Zdrada, bluźnierstwo, kłamstwa, oszustwa, nieszczerość, paskudne udawanie, parszywe dobro... Wiele razy tego doświadczał. Czuł jak 'bliscy' niby są, ale za plecami szykanują jego prawdziwość. To, że wybrał swoją prawdę, niż czyjeś kłamstwo. Jak zdecydował się na bycie sobą... Mimo ich bliskości czuł jak pętla załamania zaciska się na jego szyi nie pozwalając na swobodne złapanie oddechu. Dobrze było więc spotkać się z ludźmi podobnymi, tak jak chłopak nie czuł się przysłowiowym 'outsiderem', nie był wybierany ostatni do gry w siatkówkę, albo odrzucany z powodu, właściwie przez niego jakoś mało wytłumaczalnego. W końcu jak można szykanować kogoś, tylko dla tego, że swoją seksualność czuje inaczej?
    Uśmiechnął się od razu dla rozluźnienia. Od razu zauważył, że chłopak się nieco spiął, a jego propozycja wydała się nieco zbyt pesząca.
    - Spokojnie, nie naciskam . Sam nie tańczę najlepiej- zaśmiał się pod nosem przy okazji z płaszcza wyjmując paczkę papierosów. Wyjął jednego i odpalił leniwie się zaciągając. Tutaj na szczęście nie było zakazu palenia, ale na wszelki wypadek zwrócił się do chłopaka.
    -Wybacz, że nie zapytałem czy mogę... - szepnął sięgając dłonią po stojącą obok niego popielniczkę.
    Harry wydawał się całkiem przyjazny. Był przede wszystkim inny, jego osoba go intrygowała, ale w ten pozytywny, nawet bardzo pozytywny sposób. Cieszył się, że z nim siedział, ale jakoś tego nie okazywał. Nigdy nie był dobry w okazywaniu uczuć od tak.
    - Przepraszam, że zapytam, ale uczysz się gdzieś? Pracujesz?- uniósł brwi w zaciekawieniu.

    OdpowiedzUsuń
  66. Leniwy, sobotni wieczór. Anthony leżał na beżowej sofie w salonie i z błogim uśmiechem na ustach oglądał Porę na przygodę w swoim plazmowym telewizorze marki Sony. Rozkoszował się chwilą słodkiego nicnierobienia. W końcu nie zawsze mógł sobie leniuchować. Miał przecież na głowie wiele ważnych spraw. Spotkania z siostrą, odwiedziny babci w szpitalu, szkoła, football, modeling i od niedawna ranki z jego chłopakiem, Harrym. To ostatnie zajęcie sprawiało mu najwięcej przyjemności i dawało ogrom radości. Przy tymże chłopaku czuł się o wiele pewniej i bezpieczniej. Chciał żyć dla niego. Tylko i wyłącznie. Zastanawiał się nieraz, czy pomimo ich całej miłości, Styles byłby zdolny do zdrady. W końcu podobno każdy człowiek ma coś w swojej naturze, co skłania go do złych postępowań. Co wtedy? Pewnie bym cierpiał, ale i tak wybaczył. W końcu za bardzo mu na nim zależy. Cóż poradzić?
    Patrzył z fascynacją na kolorową animację. Jakże bardzo chciałby być postacią z bajki! Bohaterem. Ale w końcu był. Przecież trzy miesiące temu uratował Stylesowi życie, a to zalicza się do bohaterskich czynów. Prawda? Ale on pragnął być...inny. Wiecie, niezależny, odważny, gotowy do poświęceń. Ale czy już taki nie był? Potrząsnął głową.
    Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Wstał z kanapy i leniwie ruszył korytarzem. Spojrzał przez wizjer. Harry. Momentalnie kąciki jego ust powędrowały ku górze. Tak, lepszego wieczoru nie mógł sobie wymarzyć. Otworzył mahoniowe drzwi i przywitał się z chłopakiem, całując go na dzień dobry wieczór delikatnie.

    Anthony

    OdpowiedzUsuń
  67. On nie miał co opowiadać o sobie… Miał się chwalić, że ogląda Damę kameliową? Że każdy dzień wita jajkami i szklanką soku, a ze swoją rodziną rozmawia o piętnastej w każdą sobotę tylko po to by mieć pewność, że rodzicom nic nie jest? Albo, że ma słabość do zapuszczania się w nieznane, by przez kolejne godziny odnajdować drogę do domu? Nie należało to do zbyt ciekawych wątków… Nigdy nie należał do zbyt wylewnych, zawsze wolał odpowiadać, albo zadawać pytania. Tak było stosunkowo o wiele łatwiej.
    - Ja… E, jestem architektem i ogólnie dość sporo czasu spędzam przy farbach. Nie jest to może jakieś oryginalne zajęcie, ale wydaje się idealne na zabicie wolnego czasu i zarobienie na to by starczyło od pierwszego do pierwszego- odpowiedział, by chłopak nie musiał zadawać tego samego pytania, a rozmowa przecież musiałaby się nieco pociągnąć w przód by nie zawiało nudą.
    Zaciągnął się po raz kolejny, wypuszczając dym w inną stronę, by zapach spalającego się tytoniu aż tak bardzo chłopaka nie drażnił.
    Wtedy, gdy rozmowa się nieco wyciszyła podszedł do Montgomerego niego mierzący na oko sto dziewięćdziesiąt centymetrów mężczyzna. Miał na sobie płaszcz w butelkowym odcieniu, czarne spodnie w kant, beżowe buty zimowe, szalik pod kolor butów i wymalowane na twarzy niezadowolenie.
    -Magnus do cholery, mógłbyś ze mną porozmawiać i dać mi dojść do słowa, kiedy chcę ci coś wyjaśnić?- warknął swoim ciężkim głosem. Nie wyglądał na zadowolonego, a jego ton po prostu to dopełniał.
    - O czym ja mam niby z tobą rozmawiać? – Zgasił dość nerwowym ruchem do połowy spalonego papierosa. –O tym jak mnie oszukałeś?
    - Ale To nie była moja wina, to ona…- starał się wyjaśnić wspomagając się gestykulacją dłoni.
    -Co? Gdybyś miał nieco rozumu to nie wpakowałbyś się z nią do mojego… Powtarzam, mojego łóżka. Nie chcę cię widzieć, zejdź mi z oczu…- odwrócił się zamawiając Burbon z colą.
    - To ona wymusiła nie rozumiesz? Nie było to moją winą.. Ty jak zawsze wszystko widzisz opacznie!- krzyknął, ale nie było to tak bardzo słyszalne przez muzykę grającą w dalszej części lokalu.
    - Opacznie? Opacznie zobaczyłem to jak się z nią pieprzysz w moim własnym łóżku? Jak musiałem słuchać jak mówi twoje imię w twoich ramionach? Ja nie widzę tu żadnej opatrzności. Odpieprz się, chcę mieć jeszcze miejsce, gdzie będę mógł przyjść- Wstał wypijając Burbona na raz. Złapał za płaszcz, szybko wyjął jeden banknot i położył go na blat od razu zwracając się do chłopaka siedzącego obok.
    -Masz może ochotę na zmienienie lokalu?- zaproponował pośpiesznie, zakładając od razu na siebie płaszcz i przewiązując szalikiem.

    OdpowiedzUsuń
  68. Ucieczka z tamtego miejsca wydawała się najlepszym. Najlepszym o czym teraz mógł pomyśleć. Nie chciał stać przy nim, czuć jego zapachu, tych paskudnych rąk na swoich ramionach i słyszeć jego głosu. Wszystko to wydawało się być dla niego jak wrzynające się w skórę żyletki. Niezwykle ostre żyletki raniące jeszcze głębiej niż to można było sobie wyobrazić.
    Zatrzymał się nagle przy jednym ze sklepów z elektroniką. Złapał w płuca mroźne, jeszcze zimowe powietrze, po czym wypuścił je, powoli do siebie dochodząc.
    - Ten facet to ktoś, o kim jak najprędzej chciałbym zapomnieć. On... Ja. Ja za szybko chyba zaczynam ufać ludziom, szybko się przywiązałem, mimo tego co na prawdę działo się pod dachem jego i mojego mieszkania.- zaciął się by złapać oddech - nie chodzi mi o seks. Ten facet to znajomy mojego kierownika, byłem z nim przez trzy miesiące i wiesz, bywają wzloty jak i upadki, ale on...- zacisnął dłonie w pięści odwracając głowę w bok. -Może nie wyglądam na takiego, ale nie raz podniósł na mnie rękę. Lądowałem dwa razy w szpitalu... Em, chyba nie powinienem Ci o tym mówić...- stwierdził po chwili opierając się o szybę wystawy sklepowej.
    Sam teraz zaczął zastanawiać się dlaczego do tego wszystkiego musiało dojść, za nim przejrzał na oczy. Nie był zbyt wylewny, nie lubił mówić o cobie, a to był dość ciężki kaliber na rozmowę z nowym znajomym.

    [Ten facet i ten dziwny związek będzie opisany przeze mnie w tajemnicach, które napiszę i dodam wieczorem :) ]

    OdpowiedzUsuń
  69. Powoli obsunął się po szybie by wylądować tuż obok niego. Twarz schował w lekko zmarzniętych dłoniach co pozwoliło na zebranie odpowiednich myśli. Zdarzało mu się odrzucać od siebie ludzi. Odpychał ich nieprzyjemnymi słowami i starał się mówić tak, by nikt nie chciał ponownie wtrynić nosa w jego sprawy. Mimo, że naprawdę nie lubił zrażać do siebie ludzi, to taką właśnie stosował reakcję obronną.
    Dzisiaj jednak chciał się otworzyć. Po raz pierwszy powiedzieć o swoich uczuciach bezpośrednio. Zwierzyć się tak, jak nawet Monice się nie zwierzał.
    Odetchnął kilka krotnie, a gdy wreszcie się zdecydował, rozpoczął od samego początku:
    -Poznałem go we wrześniu, gdy projektowałem... Nawet nie pamiętam już co było, bo w tamtym okresie dostałem dość sporo zleceń. No ale, mniejsza z tym… Mieliśmy mały bankiet, na który zaprosiliśmy wielu inwestorów i stałych klientów, a jednym z nich był właśnie Javier. Rozmawialiśmy na początku o jego planach dotyczących założenia własnej kliniki chirurgii korekcyjnej, ale, że czasu nie mieliśmy za wiele, a ja jako pracownik firmy musiałem również rozmawiać z innymi przedstawicielami, umówiliśmy się na kawę. Oczywiście zaczęło się od kawy, na którą po prostu chodziliśmy niemal codziennie, jadaliśmy wspólnie lunche i rozmawialiśmy, ale nie na temat jego kliniki. Mówiliśmy wiele o jego marzeniach, moich. Naszych rozterkach miłosnych i o tym, jaką chcielibyśmy mieć w przyszłości drugą połówkę… Wydawałoby się to być to całkowicie niewinne, prawda?- uśmiechnął się delikatnie, przypominając sobie te naprawdę przyjemne chwile.
    - W listopadzie zbliżyliśmy się do siebie bardziej. Opowiadał mi o sobie, o Winchester, z którego pochodzi, ja sam również mówiłem mu o swojej rodzinie i jakoś tak wyszło, że pojechałem do niego na święta bożonarodzeniowe, gdzie poprosił mnie o to, bym był dla niego kimś więcej niż przyjacielem... Zgodziłem się i to właśnie wtedy pierwszy raz z nim… No wiesz co, chyba nie muszę się w tę część mojej sfery intymności zagłębiać spojrzał na niebo i skrzywił się nieznacznie by powrócić do kolejnej części - Gdy spędzałem z nim czas czułem się dobrze... Brakowało mi go, gdy wyjeżdżał na dłużej. Gdy ja wyjeżdżałem on czuł to samo... Raz gdy przyjechałem do domu , był inny. Zdenerwowany na mnie… Wtedy wiedziałem, że stanie się coś, czego bym się nigdy nie domyślił- zacisnął dłoń na rękawie płaszcza i spuścił wzrok na dłonie -Zmieniłem wtedy swoją wodę po goleniu. Używałem takiej, którą dostałem na urodziny od przyjaciółki- szepnął -Oskarżył mnie o zdradę i wtedy po raz pierwszy... Po raz pierwszy podniósł na mnie rękę, nie chcąc nawet wysłuchać wyjaśnień- odetchnął, gdy w końcu to z siebie wydusił. - Następnego dnia poszedłem do pracy z rozciętą dolną wargą… Gdy wróciłem to przepraszał i zrzucał winę na mnie. Mówił, że ja go sprowokowałem i sam nawet zacząłem w to wierzyć- wyjaśnił zerkając na niego z delikatnym uśmiechem. – Kilka razy trafiłem do kliniki z krwią lecącą z nosa... a lekarz nic nie mówiąc, pomagał mi i leczył rany- odetchnął –cztery tygodnie temu znalazłem go w moim własnym łóżku z kobietą. Nie pili kawy, ale w to również chyba nie muszę się zagłębiać, bo to jasne… Zebrałem się sobie i wypieprzyłem ich obojga tak jak stali. Tego samego dnia poszedłem do sklepu meblarskiego i kupiłem nowe łóżko z nową pościelą. Kolega wymienił zamki w drzwiach i od tamtego czasu stara mi się to całe ‘niewinne’ zajście wyjaśnić.- wypuścił z ogromną ulgą powietrze z płuc.
    Nigdy nie chciał nikomu o tym mówić. Nie potrafiłby się otworzyć przed przyjaciółką, a gdyby wcześniej nie wypił tych kilku drinków to z pewnością nic by z siebie nie wydusił. Miał słabą głowę, więc po tych kilku kieliszkach zaczął odczuwać tego lekkie skutki. Alkohol szybko na niego oddziaływał.
    - Przepraszam, że to na ciebie zrzuciłem- dodał po chwili niezręcznej ciszy.

    OdpowiedzUsuń
  70. To było dziwne. W niecałe pół godziny o nim dowiedział się, że on jest Harry, nie lubi tańczyć i do klubów chodzi po to, by odciąć się od szydzenia, by spotkać kogoś, kto rzeczywiście zasługuje na uwagę... A Harry? Został obrzucony przez niego swoimi problemami, o których normalnie nikomu by nie powiedział... Może nie powinien tak się czuć, ale miał wrażenie, że po prostu zniszczył klimat, który się stworzył w tamtym klubie.
    -Tak, o wiele- powiedział szczerze mimo tego, że tak na prawdę czuł się paskudnie.
    Z torby, którą miał ze sobą, wyjął zeszyt w kratkę i długopis. Otworzył go na środku i przysunął się do niego, delikatnie opierając ramieniem o ramię. Może było to zbyt poufałe, ale chciał mu coś pokazać, by nieco wyluzować sytuację.
    -Popatrz na to co jest przed nami...- szepnął cicho wskazując na ulicę, na której końcu znajdował się park z wieżą Eiffla -A teraz na kartkę- nacisnął przycisk długopisu i spokojnie zaczął rysować to co przed chwilą zobaczył nawet nie rzucając na tamto już spojrzenia. Wszystko zaczęło wydawać się co raz wyraźniejsze, gdy skończył po niecałych trzydziestu minutach, wyrwał kartkę i z tyłu podpisał się z dzisiejszą datą, po czym wsunął mu rysunek do kieszeni płaszcza.
    -Z pewnością namaluję dla ciebie coś lepszego- uśmiechnął się delikatnie, odsuwając przy tym nieco w bok. Wsadził do torby zeszyt i długopis, a wyjął skórzane rękawiczki by pośpiesznie założyć je na przemarznięte palce.

    OdpowiedzUsuń
  71. Fran nigdy nie okazywała smutku przy swoim ukochanym braciszku. Nie chciała by ten się martwił o nią. Wiedziała jak reagował na to czy ktoś jest szczęśliwy czy też nie. Stała i cieszyła się, że mogła w końcu wyrwać się od nauki i miała o wiele lepszy humor ze świadomością, że to właśnie Harry przyszedł po nią i nie siedział sam w mieszkaniu. Gdy śnieżka uderzyła ją w brzuch dopiero się ocknęła. Zaraz wzrokiem przeszukała okolice, skrył się za drzewem. Fran szybkimi ruchami zebrała śnieg i ulepiła kulkę po czym sama skryła się za drzewem. Trzeba było mieć jakiś schron. Co chwilę przebiegała od jednego do drugiego drzewa. Musiała znaleźć dobre miejsce by rzucić śnieżką.

    [Przepraszam, że tak długo nie odpisywałam >.< ]

    Fran

    OdpowiedzUsuń
  72. [Zawsze chętnie ;D
    Nie, to nie moje klimaty ;p Masz może jakiś ciekawy pomysł na ten wątek?]

    Charlie

    OdpowiedzUsuń
  73. [Hym, hym. U mnie z tym ostatnio dość ciężko...
    Co powiesz na to?
    Charlie będzie miała być prowadzącą jakiegoś lokalnego talent show. Harry odważy się i tam pójdzie. No i tak jakos się poznają.]

    Charlie

    OdpowiedzUsuń