2 marca 2013

Give me a scotch. I'm starving.

 

Mark Mitchell

13.08.1969 | nowojorczyk w Paryżu | właściciel pracowni architektonicznej | ojciec, rozwodnik, mąż swojego męża | zło następuje wtedy, gdy nie wypije rano kawy | a w oczach wada minus milion | zielone, wstrętne soczki co rano | jak to nie mogę zjeść podwójnych frytek? | była żona - polka, obecny mąż - serb, córka - paryżanka pełną gębą | jak się wkurwia, chodzi na 'terapeutyczne' spacerki z psem | stresy, stresy, stresy! | jak to nie mogę dzwonić do córki o 7 rano, żeby założyła czapkę? | egoista i egocentryk | dobre układy z byłą żoną | szanuje twoje zdanie, pod warunkiem że jest takie jak moje | współczesna muzyka klasyczna, jakkolwiek głupio to brzmi | podobno trochę z niego szef - tyran | dotykiem koloruje na niebiesko | wprost ni eznosi westernów | czas wolny? nie, nie widziałem | nie płakałem po Mufasie | pianino dla ubogich na iPadzie | nie mam fejsbuka, czy to znaczy, że nie żyje? | pieprzony jedynak | nie. z nim nie jest łatwo | jest w stanie zrobić naprawdę wiele | wiesz, że gdyby twój mózg włożyć do główki od szpilki to powstalaby grzechotka? | zgaś światło bo przeciąg | hehehehehe NIE! | moja mama pędzi bimber w piwnicy | wieczne trolololo | no nie! znów przegapiłem ulubiony serial w telewizji! | kawa? spoko, powiedz tylko o której | zaiste, śmiesznie wymawiasz słowo 'wódka' | nasze randez vous | spójrzcie na wszystkie kurwy, które daje | nikt nie lubi konkurencji | prawda jets taka, że to nie jest prawda | kochanie? skąd my mamy w domu plastelinę?! | doprawdy, jestem niegroźny

Mark zawsze musiał być 'w centrum'. W centrum życia swoich rodziców, w centrum zainteresowania w szkole, w centrum kłopotów. Pewnie gdyby tylko mógł, zostałby prezydentem Stanów już w piątej klasie, ale wtedy miał ambicje być sportowcem i uganiał się za piłką po boisku. Wtedy też był 'w centrum', bo tego że był jednym z lepszych w drużynie, z pewnością nie można mu odmówić. Potem trochę mu przeszło, oczywiście nie umiłowanie do bycia w centrum, ale miłość do sportu. Piłkę zamienił na szkicownik i podjął decyzję o byciu architektem. Był wtedy w liceum, a nauczyciele wróżyli mu raczej przszłość w telewizji albo polityce niż w architekturze, ale Mark miał ich zdanie w dupie i dzielnie szkicował kolejne budynki z okolicy. Rodzice byli zadowoleni, bo zawód architekta, w porównaniu do gwiazdy sportu, był bardziej pewny i z pewnością bardziej 'normalny', jeżeli w ogóle można mówić o jakiekolwiek normalności w przypadku niego. Rekrutację na studia przeszedł bezboleśnie, bo co może być bolesnego w kilku testach i kilku rysunkach? Problem pojawił się wtedy, kiedy Mark zapragnął studiów za granicą, a konkretnie w Paryżu, który w jego mniemaniu był istną mekką przyszłych architektów - w tym i jego. Rodzice bezradnie rozłożyli ręce i wsiedli z nim w samolot pozwalając realizować młodzieńcze fascynacje jedynego syna. Paryską uczelnię zachwycił (podobno) świeżym spojrzeniem na architekturę i dobrymi pomysłami. I tak rozpoczęła się jego przygoda z jedną z europejskich stolic. Na studiach również stał się gwiazdą i to w stosunkowo krótkim czasie. Być może nie tylko za sprawą jego malarskich zdolności, ale przede wszystkim dlatego, że już piątego dnia pobytu w akademiku złamał nos ówczesnemu 'centrum uwagi'. W końcu Naczelny Egocentryk Paryża może być tylko jeden, prawda? Starania doceniła pewna piękna Polka Kasia, która już po roku była z nim w ciąży, co całkiem spodobało się przyszłemu tatusiowi, choć niedoszła-jeszcze-mamusia miała pewne obawy. Nic dziwnego, Mark dbał tylko o siebie, słabo się znali i z pozoru bardzo daleko było mu do jakiegokolwiek ustatkowania się. Nic bardziej mylnego. Mark bardzo chętnie zamienił akademikowy pokój na urocze mieszkanie na poddaszu i wprost oszlał na punkce swojej Najwspanialszej Na Świecie córki - Justine, która w trybie ekspresowym zawładnęła sercem tatusia. Był więc szybki ślub z Kaśką, szybkie chrzciny a później dyplom Architekta, który zawisł nad sypialnianym łóżkiem w niewielkim mieszkaniu. Dziecko rosło tak samo szybko  jak wada wzroku Marka, spowodowana prawdopodobnie ciągłym ślęczeniem nad kolejnymi projektami, które realizował dla jednej z paryskich firm, w której dostał pracę zaraz po skończeniu studiów. Jednak jak na 'centrum świata' przystało, Mark męczył się niesamowicie pracując dla kogoś i po kilku latach otworzył swoją własną pracownię architektoniczną. Nie było łatwo, ale nikt przecież nie mówił, że jakikolwiek życie na własny rachunek jest proste. Ominął urodziny własnego dziecka, kilka razy zapomniał o rocznicy ślubu, zapomniał też o tym że trzeba jeść, a ciągły stres może być katastrofalny w skutkach, ale w końcu odniósł upragniony sukces i stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych i znaczących arcihtektów w Paryżu.
Niestety, jak to w życiu często bywa, sukces w życiu zawodowym przepłacił 'rodzinnym szczęściem', gdyż młoda żona, jedenaście lat po śłubie złożyła wniosek rozwodowy. Ku zdziwieniu obojga, okazało się że po ślubie zaczęli dogadywać się dużo lepiej niż w trakcie trwania małżeństwa, i do dziś pozostają świetnymi przyjaciółmi, wyskakującymi na kawkę średnio dwa razy w tygodniu.
Justine nigdy nie miała do niego pretensji o to, że 'zostawił jej matkę dla pracy'. Pewnie dlatego, że nigdy nie odczuła rozwodu rodziców, przeprowadzonego bardzo cicho i spokojnie. U ojca spędzała każdy weekend i miała możliwość nocowania u niego w dowolnie wybranej przez siebie chwili. Nigdy nie była 'kartą przetargową' i żadnemu z nich nigdy nie przeszło przez myśl, żeby używać jej 'przeciwko' któremuś z nich.
Kiedy Justine miała siedemnaście lat, a jego była żona układała sobie życie z Brzydkim Francuzem, w jego idealnie poukładanym świecie coś się zmieniło. Nie była to okładka w prestiżowym magazynie branżowym, ani kolejne wielkie zlecenie, w którym mogł pokazać jak świetnym jest architektem. Zaprojektował osiedle mieszkaniowe na obrzeżach Paryża, idealne miejsce dla ludzi chcących odpocząć od zgiełku centrum i dla tych, którzy zapragnęli odrobiny luksusu za odpowiednią cenę. Do jego gabinetu zapukał mężczyzna, który chciał być jednym z tych szczęśliwców, ale nie mógł się odgadać z jego 'człowiekiem na posyłki' mającym odpowiedzieć na wszystkie ważne pytania przyszłych kupców. Nie odpowiedział wyczerpująco, dlatego niejaki Milan zjawił się w markowym gabinecie i tym samym zmienił jego życie raz na zawsze. Dziś są szczęśliwym małżeństwem, a Mark do tej pory zastanawia się jakim cudem to wszystko się stało, skoro jeszcze dwadzieścia lat wstecz był szczęśliwym małżonkiem pięknej Polki. Nie żałuje jednak niczego i daje sobie wciskać zdrowe, zielone soczki, które mają rzekomo uchronić go przed przedwczesnym zawałem serca. Mark jest więcej niż pewien, że zawał serca i tak go czeka, ale przynajmniej  kilka miesięcy wstecz rzucił palenie, co uważa za swój absolutny sukces (choć pewnie gdyby nie Milan, nic takiego by się nie stało).
Mimo wszechogarniającej miłości Milana, Mark wciąż jest tym samym egocentrykiem i tym samym egoistą co dwadzieścia lat wstecz. Tak samo kocha swoją córkę, tak samo często widuje się ze swoją byłą żoną i jej Brzydkim Francuzem i tak samo chętnie szkicuje kolejne projkty. Pija tą samą kawę, w tej samej knajpie. Chodzi do tej samej siłowni, buty kupuje u tej samej starszej pani pracującej w jednym z małych sklepików i lubi te same, małe francuskie knajpki, w których może zjeść dobry obiad. I tylko czasu ma jakoś tak więcej.



Nie interesuje mnie, że masz w domu piątkę szczekających dzieci i płaczącego psa, do pracy masz przychodzić punktualnie!

---
Mark zaprasza serdecznie! :)

12 komentarzy:

  1. Może być to dla was głupie, ale poprosiłabym by ktoś napisał mi na maila o co chodzi z takimi blogami. To znaczy, trochę wiem, o kartach postaci, a reszta to tak no... :/Domyślam się, że wątek (ten w komentarzach) to wątek z dwoma postaciami, a reszta to tak nie za bardzo. Pytam bo byłabym chętna się zgłosić, ale chcę wiedzieć o co chodzi tak dokładniej.

    Gmail: darkmelodyteen@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  2. [No okej to zaczynam :D ]

    Po raz kolejny musiała przyjść na nocą zmianę bo inna kelnerka miała jakąś sprawę do załatwienia. Nie było to Fran na rękę, ale zawsze jakieś dodatkowe pieniądze się znajdą,gdy pójdzie raz jeszcze do pracy. I choć miała sporo nauki udała się do pubu w swoim "uniformie". W białej koszulce, dżinsach i fartuszku wyglądała na kelnerkę w pubie. No mniej więcej przypominała kelnerkę. Spędzanie czasu w pubie na pracy nie było katorgą, raczej przyjemnością. Klienci zawsze byli dla niej mili, szef zresztą też. Nie musiała się martwić o nic, gdyż zawsze pilnował ją jeden z ochroniarzy. Bo dzielnica nie była zbyt sympatyczna, więc i ochroniarz się przyda. Fran podawała kolejnemu klientowi kufel piwa, gdy usłyszała jak drzwi wejściowe się otwierają. Z szerokim uśmiechem odwróciła się w tamtą stronę.
    -Witam. - powiedziała głośno, by przekrzyczeć chaos panujący w pubie, dopiero po chwili spojrzała kto przyszedł. Z większym uśmiechem podbiegła do mężczyzny, podskoczyła i objęła go. - Wujku, dawno nie byłeś. - mruknęła z nutką niezadowolenia w głosie. - Co tym razem zamówisz? - spytała. Wujek, nie był prawdziwym wujkiem. Był architektem i babcia poprosiła go o projekt domu, dzięki niemu Fran ma gdzie teraz mieszkać. No a że Fran była w dość niepoważnym wieku zaczęła nazywać obcego mężczyznę "wujkiem" i jemu to pasowało. A i chyba babcia przed śmiercią poprosiła go by ją pilnował. Także wujek dość często pojawiał się w pubie, w którym pracowała. Czasami też przychodził do niej do mieszkanka na kawę.

    Fran

    OdpowiedzUsuń
  3. Babcia piekła najlepsze ciasta pod słońcem, ale sama Fran również starała się robić je jak należy z babcinych przepisów. Mimo to jeszcze nie wychodziły jej tak dobre.
    Podeszła w wujkiem do baru i nalała mu drinka, którego zamówił. Gdyby to od niej zależało mężczyzna dostawałby gratisowo napoje i alkohol. Niestety pub nie był jej, jedynie robiła tu za kelnerkę. Przynieś, podaj, pozamiataj. Taka jej rola. Postawiła szklankę z alkoholem przed wujkiem.
    -Sporo projektów, może powinieneś zatrudnić większą ilość ludzi. - zaproponowała wycierając kufel. - Ja pracuję, studiuje, opiekuje się Fąfim i jedną starszą panią. Wiesz wolontariat. - mimowolnie się uśmiechnęła.Uwielbiała pomagać ludziom. - Wujaszku nie przesadzaj nie jest za krótka. Zasłania pępek.- zachichotała.

    Fran

    OdpowiedzUsuń
  4. -Są też mądrzy ludzie, powinieneś w takich zainwestować. - zachichotała. Według niej koszulka była w sam raz, nie pokazywała dużo i zasłaniała wiele, taka idealna. Na chwilkę musiała go opuścić by podać klientowi kufel piwa i kieliszek wina. Ale zaraz po tym powróciła do swojego wujaszka.
    -Niestety nie. - pokręciła głową cicho wzdychając. -Ta starsza pani prawie z łóżka się nie rusza, ma nowotwór. - było jej przykro z tego powodu. Wiedziała, że kobieta niedługo umrze, a mimo to bardzo ją polubiła. - Ale ja trenuje robienie babcinego jabłecznika. - dodała szybko nikle się uśmiechając.

    Fran

    OdpowiedzUsuń
  5. -Oczywiście, jak jabłka będą dobre, wtedy zaproszę ciebie wujku i wujka numer dwa na ciasto. - zaśmiała się. Nie miała nic przeciwko temu, że wujaszek Mark był z innym mężczyzną. Najważniejszym było to, że są razem szczęśliwi. - To bardzo miłe z Twojej strony, jak zawsze o mnie pamiętasz. Ja.. najpierw musiałaby zobaczyć czy praca w biurze nie kolidowałaby ze studiami. Ale naprawdę przemyślę te propozycję. - uśmiechnęła się delikatnie. Praca w biurze chyba nie była złym pomysłem, możliwe, że więcej by zarabiała. - Uhm... ale nie mam odpowiednich papierów by dostać taką posadę.

    Fran

    OdpowiedzUsuń
  6. -No tak, szefa zdanie jest święte. - powiedziała drocząc się nieco z wujkiem. Nikt przecież nie ośmieliłby się przeciwstawić komuś tak ważnemu jak ten mężczyzna. Zbyt wiele warty dla świata, zbyt znany żeby z nim zadrzeć. - Dobrze zastanowię się i jak najszybciej dam Ci odpowiedź. - rzekła poważnym tonem, nie pasującym do tak młodego wieku jakim szczyciła się Fran. - Jak będę miała wolne to z chęcią wpadnę na obiad, uwielbiam kuchnię Milana. - rozmarzyła się.

    Fran

    OdpowiedzUsuń
  7. -Nie przejmuj się wujku. - położyła dłoń na ramieniu mężczyzny. - Ty też dobrze gotujesz. Nie tak świetnie jak Milan, ale zawsze. - zachichotała radośnie. Oj tak Fran znała wiele osób, które przepysznie gotowała. Na pierwszym miejscu była jej babcia, zaś na drugim Milan. Siebie samą postawiłaby na ostatnim miejscu, choć niektórzy twierdzili, że gotuje smacznie.
    - Już się robi sir. - zasalutowała grzecznie i dolała do szklanki whiskey i dorzuciła lód. - Ale z tą małą przesadziłeś. - prychnęła.

    Fran

    OdpowiedzUsuń
  8. [Witam!
    Jakieś pomysły co do okoliczności spotkania?
    Może powiązania?
    Mogę zacząć ;]

    _Cassandra

    OdpowiedzUsuń
  9. [Myślę, że możemy połączyć oba te pomysły :) ]
    Dzień zaczęła z całkiem dobrym humorem. Już dawno nie opuszczała swoich czterech ścian z podobnym nastawieniem. Nawet pogoda dopisywala i dlatego mogła udać się do pracy spacerem. Wdychajac świeże powietrze przeszła przez park, a następnie boczną uliczka. Po trzydziestu minutach była na miejscu.
    Klientów z samego rana jak zawsze było sporo. Szybko zawiązała fartuszek na czarnej sukience i ruszyła między stoliki. Czas mijał szybko do godziny dziesiątej. Później ruch nieco malał, aby już koło dwunastej na nowo wzrosnąć. Nadchodzila pora obiadowa.
    Tego dnia miała zwolnić się wcześniej. Miała sporo materiału do nauki więc poprosiła inna dziewczynę aby była wcześniej.
    Został jej ostatni klient do obsluzenia. Podeszła do stolika mając nadzieję, że szybko to załatwi.
    -Dzień dobry. Co podać? - Spytała z miłym uśmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  10. [Cieszę się niezmiernie, że ktoś wreszcie przybył xdd Niestety nie mogę wpaść na żadne powiązanie pomiędzy nimi, a co za tym idzie na żaden pomysł ;(]

    Charlie

    OdpowiedzUsuń
  11. [I ja przepraszam za zwłokę... studia są do dupy >.< ]

    -Jeżeli Twoja "mała dziewczynka" zależy od wzrostu to zacznę nosić szpilki. - zaśmiała się po czym westchnęła ociężale. - Niech Ci będzie następnym razem założę dłuższą bluzkę. - na jej twarzy pojawił się chytry uśmieszek. - Co powiesz na bluzkę do bioder, ale z siateczki.
    Nie zdążyła usłyszeć co odpowiedział, gdyż grzecznie podeszła do klienta po czym szybko obeszła pomieszczenie. Chciała jak najszybciej wrócić do rozmowy z wujaszkiem.
    -No tak, tak. - pokiwała głową robiąc poważną minę, lecz w jej oczach widać było rozbawienie. - Więc... z nim naprawdę trudno się dogadać. - dodała widząc oburzoną minę mężczyzny. - Oczywiście Ty jesteś najlepszy.

    Fran

    OdpowiedzUsuń
  12. [Ok ;D]

    WYjazd Charlie do Paryża był dość spontaniczny. Nie przejmowała się jakoś szczególnie wyglądem mieszkania, gdzie będzie ono położone, a nawet jakiej wielkości. Teraz jednak przyszedł czas, by to zmienić. Chciała kupić coś nowego. Co prawda rodzina, od której wynajmowała to lokum była bardzo sympatyczna, ale Charlie chciała mieć swojego mieszkanko. Taki dowód na to, że świetnie sobie tutaj z tym radzi. W głębi duszy liczyła na to, że uda się dzięki temu przekonać jej matkę o rozpoczeciu nowego życia. Kobieta była przekonana o tym, że Charlie nadal żyje wspomnieniami, że nie potrafi się od nich odciąć. Miała rację, ale dziewczyna przy każdej rozmowie zapewniała ją, że tak nie jest. Po co ma się denerwować? Teraz oderwała się od swoich myśli i powróciła do przeszukiwania stron internetowych. Na kilku forach pojawiło się nazwisko Mitchell. Ludzie zachwalali sobie tego pana architekta, więc Charlie postanowiła skorzystać z usług właśnie jego. Wyszukała numer telefonu i umówili się na spotkania. [...] Zapukała do drzwi, po czym otworzyła je. Weszła do środka, uśmiechając się do obecnego tam mężczyzny.
    -Dzień dobry-podeszła do biurka i usiadła na krześle przy nim stojącym.-Jestem Charlie Brown. Mieliśmy umówione spotkanie-przypomniała mu, choć podejrzewała, że nie zapomniał.

    Charlie

    OdpowiedzUsuń