3 marca 2013

Ani Holendra, ani Czecha, pech prześladuje tylko nas!



Monika Klimczak
Koszarawa - Katowice - Koszarawa - Paryż
24 grudnia, 27 lat na tym pięknym świecie

torba na łeb i za ojczyznę!  ✉  ludzie listy piszą  ✉  z deszczu pod rynnę  ✉  u nas na sortowni mamy łopaty i taczki, u nas list się gubi, jak ktoś źle poliże znaczki!  ✉  zawsze jak gdzieś szedłem, to biegłem  ✉  listonosz to nie zawód, to styl życia  ✉  posprzątam cały świat!  ✉  moja dzielnica, dzielnica zła  ✉  pozdrawiam hydraulików!  ✉  tylko spokój może nas teraz uratować  ✉  tato, wcale nie zaczepiam znowu obcych ludzi  ✉  Camus - życie ze smakiem  ✉  miasto - owszem, ale w telewizji ładniej wyglądało  ✉  10. Dzielnica  ✉  nie śpię, słucham pijackich wrzasków mojego jedynego sąsiada  ✉  matematyka nie pyta, matematyka rozumie  ✉  moja matka trolluje cię w internetach  ✉  Alain Delon, Alain Delon, Alain Delon!  ✉  opowiedzieć ci, jak się ze mnie śmiali w szkole?  ✉  prawie że śliczna fagocistka  ✉  lekki zez, krzywe nogi, 4 palce u lewej ręki, 6 u prawej, coś jeszcze byś chciał wiedzieć na mój temat?  ✉  patatajam po tęczy na moim różowym jednorożcu!  ✉  tak, mam w okolicy stację nadawczo-odbiorczą do kontaktu z Marsem  ✉  Koniak Pędzony Nocą  ✉  sytuacja jego mać!  ✉  stopery, Stoperan, generalnie to hamuję się  ✉  putain de merde!  ✉  wszyscy burżuje świnie są!  ✉  słoma z butów  ✉  pomyleni to są świeccy święci  ✉  ja już chyba na powrót dziewicą jestem  ✉  la vie en rose!  ✉  czytam prawicową publicystykę dla beki  ✉  kurwa, Krzychu, to jest amelininowe!  ✉  koniec imprezy! dziękuję, dobranoc  ✉  sąsiedzie, może blok przytrzymać?  ✉  używka do włosów  ✉  jak go kiedyś spotkam na ulicy, to mu nogi z dupy powyrywam!  ✉  jak ja miałam wyjść na ludzi?!  ✉  jadą, jadą chłopcy, chłopcy radarowcy!  ✉  wioskowy James Bond, mój ojciec tak dokładniej mówiąc  ✉  jak one, te ludzie, wstydu nie mają!  ✉  zawsze byłam obiektem drwin i uciechy, szkolnym frajerem znaczy  ✉  mój rechot kwasi mleko  ✉  forever failing!  ✉  płynie Wisła, płynie po polskiej krainie!  ✉  a mógł zabić  ✉  arguing on the internet is like running in Special Olympics, even if you win, you're still retarded  ✉  zacznij tańczyć do tego, co leci, a nie do tego, co masz w głowie  ✉  miast o staropanieństwo drżeć, trzeba za mąż iść i dzieci mieć!  ✉  mam jeszcze parę stów, pójdziemy przepić je, niedrogie bistro znam  ✉  odrobina luksusu prosto z ZUS-u  ✉  witam was, z rachunkiem za gaz  ✉  co się polepszy - to się popieprzy, co się zbuduje - to się zrujnuje, co się ustali - to się obali, Polak musi mieć łeb i dupę ze stali  ✉  poezja to syf  ✉  twoja stara notuje na kazaniach  ✉  słucham baroku na współczesnych instrumentach dla beki  ✉  rowerem przez galaktykę!  ✉  we all live in a yellow submarine!  ✉  alkoholicy z naszej dzielnicy


Monia była dziwnym dzieckiem. Nie, żeby teraz nie była dziwna albo nie była dzieckiem. Ale chwilowo mniejsza o to. Rodzina z wychowawczego punktu widzenia była względnie normalna, bo Monia biegała radosna, wolna, ruda i w sposób kontrolowany brudna. Brudne dziecko to szczęśliwe dziecko - jak mówi stara zasada. Biegała w towarzystwie swojej równie radosnej i równie brudnej siostry za trzęsącymi połową wsi dwunastolatkami, którzy się od obu odgonić nie mogli jeszcze długo później. Rówieśniczki zawsze były be, bawiły się lalkami i w ogóle nie nadawały się do niczego. Co innego starsi o parę lat młodzi-gniewni, którzy palili papierosy w krzakach. Oprócz siostry, Monia miała jeszcze do dyspozycji ojca - lokalnego policjanta, którego ominęła część szkolenia BHP o zachowaniu trzeźwości w pracy i matkę - nauczycielkę matematyki, która z kolei uwielbiała robić sobie z ludzi jaja. Zwłaszcza jeśli nie mieli z nią intelektualnych szans, a obie córki bezsprzecznie mieć ich nie mogły. Monia na przykład została na długie lata przekonana, że jej osobliwy rozkład ilościowo-przestrzenny palców u rąk wynika z tego, że była niegrzeczna i jeden z wspomnianych palców przeszedł do prawej ręki. I jeśli dalej będzie niegrzeczna, kolejny to zrobi. A jak Monia nie będzie patrzeć jak Bóg przykazał i prostować zeza, to oko przepłynie jej przez nos i będzie miała dwa w jednym. Kiedy względnie zmądrzała, przestała się bać perspektywy bycia ewenementem z dwoma tęczówkami w jednym oku i trzeba jej było powiedzieć, że operujący ją dawno temu lekarz nie umiał liczyć do pięciu, a pieniądze z odszkodowania za pomyłkę z palcami czekają spokojnie na koncie, aż Monia wybierze się na studia.

Zanim jednak wylądowała na polibudzie, przeszła przez oba stopnie szkoły muzycznej i wciąż wytrwale twierdzi, że fagot to najpiękniejszy instrument świata i wcale nie pierdzi. Tak, spośród całego dostępnego spektrum cudownych narzędzi pracy muzyka, ona musiała wybrać akurat fagot, jakby nie była już dostatecznie dziwna i bez tego. Jako że Monia w okresie nastoletnim ulubiła sobie samotniczy tryb życia i okres buntu przeszła bezboleśnie i w ciszy, a z roześmianego dziecięcia stała się zamyśloną młodą dziewczyną, nie była materiałem na szkolną gwiazdę. Raczej na tę jednostkę, której podstawia się na korytarzu nogi i dla której znajduje się kolejne twórcze określenia, których sama Monia wolałaby sobie nie przypominać. Wtedy jak nic innego na świecie chciała być niczym swoja siostra, która potrafiła wyskakiwać z pyskiem i manifestować swoje niezadowolenie z użyciem nie tylko słów, ale i pięści. Monia z kolei znosiła pokornie narzuconą rolę i wytrwale hodowała swoją nieśmiałość, z którą później będzie musiała wytrwale walczyć. Nigdy nie była szczególnie zamknięta w sobie, po prostu nie potrafiła walczyć o swoje i wmówienie jej, że jest nic niewarta należało do stosunkowo prostych zadań. A nastolatkom z rozszalałymi hormonami nic nie sprawia większej przyjemności.

Studia pozwoliły jej obrócić całą sprawę w żart i wywalić swoje demony z okna na ostatnim piętrze akademika. W końcu była tylko inna niż wszyscy dookoła, była przyjemną w obyciu kosmitką, która nikomu nie chciała robić krzywdy i nikomu nie chciała wchodzić w drogę. A to nie są synonimy żałosności, beznadziei i bezwartościowości, którą jej lojalnie wmawiano przez parę ładnych lat wcześniej. Może i znaleźli się lepsi od niej kandydaci na przyszłe gwiazdy Akademii Muzycznej, ale Monia w końcu nigdy do tego tytułu nie pretendowała, a egzaminy wstępne potraktowała prawdopodobnie jako okazję do pokazania, że oto jest, ma fagot i nie zawaha się go użyć. Chociaż na Akademii znalazła się pod kreską, Politechnika przyjęła ją z otwartymi ramionami, żeby mogła przez pięć lat zgłębiać tajemnice matematyki i nie wypominać królowej nauk, że jest już duża, więc powinna sama zacząć rozwiązywać swoje problemy. Studenckie życie pozwoliło jej wyzwolić się z dziwnych przekonań i młodzieńczego zahukania, ale Monia w tej całej radości nie przewidziała jednej podstawowej rzeczy. Jako absolwentka matematyki miała do wyboru bezrobocie albo posadę nauczycielki w jakimś patologicznym gimnazjum, bo żadna prestiżowa - jak na katowickie możliwości - szkoła by jej nie przyjęła w swe nieskromne progi. To się nazywa problem.

Wróciła więc na rodzinne zadupie i rzutem na taśmę przejęła posadę po listonoszu, który zmarł był niedługo wcześniej. I tak sobie przez trzy lata jeździła rowerem po całej okolicy, dziękując bogom, że rodzice przyjęli spokojnie informację, iż córka znów zwala im się na głowę, prawdopodobnie na zawsze, bo z pensji ciężko byłoby jej nawet zapłacić za wynajem jakiegokolwiek mieszkania. Ale przecież tak być nie może - Monia miała ochotę codziennie, siedemnaście razy dziennie ocipieć, kiedy uświadamiała sobie, że powinna wieść normalne samodzielne życie, a tymczasem siedzi na garnuszku u rodziców, bez faceta i perspektyw na ogarnięcie swojego istnienia. Znajomi ze studiów siedzieli w Paryżu i wiedli życie jak w... Madrycie, a ona tymczasem tkwiła w Koszarawie i kursowała z listami i emeryturami na horrendalne odległości za żenujące pieniądze. Zajebiście. Aż i Monia stwierdziła, że w końcu powinna przestać bać się życia i zaryzykować, najwyżej będzie się zbierać z podłogi po raz kolejny. Nic nowego.

Dała sobie rok na przypomnienie francuskiego i podszkolenie go na tyle, żeby nie było wstydu, jak będzie musiała odezwać się do jakiegoś przyjemnego Francuza, który okażę się jej księciem z bajki. Uwaga - Monia działa spontanicznie! A przynajmniej tak jej się wtedy wydawało, chociaż rok zapasu musiał być, to jej osobisty szczyt podejmowania pochopnych decyzji. Wyjechała za pożyczone pieniądze, znalazła tanie mieszkanie w dziesiątej dzielnicy, której mapy nauczyła się na pamięć, bo mimo wszystko bardzo jej odpowiadała praca listonoszki i umarłaby z radości, gdyby taką posadę udało jej się złapać w Paryżu. Ależ oczywiście, że jej się udało, przecież każdemu coś w końcu musi wyjść w życiu.

Wszystko byłoby do cna perfekcyjnie, gdyby od pół roku nie tkwiła w niemalże wyludnionej, rozpadającej się kamienicy, w której winda doprowadza ją do stanu przedzawałowego, a jedyny sąsiad w promieniu dziesięciu mieszkań urządza pijackie awantury sam ze sobą. Fajnie by było, gdyby jeszcze wychodził z domu, wtedy Monia mogłaby mu sążnie wygarnąć za te wszystkie nieprzespane noce. Albo żeby otwierał drzwi, kiedy się dobija, żeby mogła mu sążnie wygarnąć za te wszystkie nieprzespane noce. Ona już chyba zawsze będzie mieszkać przez ścianę z zapijaczonymi dziadami, bo jej pokój w wiejskim bliźniaku również bezpośrednio sąsiadował z lokalną legendą, a dodatkowo ciężko uniknąć dzielenia przestrzeni z kandydatami na alkoholików, kiedy żyje się w akademiku politechniki.

Ten cholerny sąsiad chyba nie istnieje, a Monia jest opętana.
Kurwa, to też opcja.


4 komentarze:

  1. [Śliczna pani *__* Wątek? :D]

    Lilo

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witam! Śliczna panna ;> Może wątek? ;3]

    Effy

    OdpowiedzUsuń
  3. [Uuu, żółta łódź podwodna. <3]

    Lalli

    OdpowiedzUsuń
  4. [Witam!
    Jakieś pomysły co do okoliczności spotkania?
    Może powiązania?
    Mogę zacząć ;]

    _Cassandra

    OdpowiedzUsuń