1 marca 2013

Spadam, powoli spadam.


Anthony Christian Tomlinson
czyli Tony albo Tommo

Osiemnaście lat. Gej. Licealista. Najlepszy uczeń w klasie. Bez nauki to daleko nie zajdziesz. Własny apartament w środku miasta. Hemofobik. Przerażają go igły. Zabieraj tą strzykawkę! Panicznie boi się ciemności i odrzucenia. A co jeśli zostanę sam już na zawsze? Bawarka. Dużo bawarki. Pożeracz książek, zwłaszcza romansideł, fantasty, horrorów, psychologicznych. Wielbiciel komiksów. Anime i manga. Yaoista. Aww, czemu L i Kira nie są razem? Bajki Walta Disney'a, produkcje Tima Burtona, Harry Potter, Władca Pierścieni, horrory, fantasty, musicale i dramaty. Hakuna matata, kolego i koleżanko. Pora na przygodę. Pora już, więc z nami chodź. Odwiedzimy odległy ląd. Deathcore, screamo, punk, grunge, thrashmetal, metal, rock. Lubię, jak mi się drą do ucha. Nie pali, nie pije, nie ćpa. Chociaż chciałby spróbować. Ma szczura o imieniu Frodo. Babcia jest najważniejszą osobą w jego życiu. Tam, gdzie Bóg nie może dotrzeć, posyła babcie. Burżuj. Wychowany w zamożnej rodzinie. Co zechcę, to mam. Przewodniczący szkoły. Kapitan licealnej drużyny footblowej. Model. Ojciec alkoholik zginął w pożarze. Tato, gnij w piekle. Piroman. Zawsze ma przy sobie zapalniczkę. Brak kontaktu z matką. Młodsza siostra Vanessa, z którą często się widuje. Kiedyś mocno zraniony przez dziewczynę o imieniu Katie, która była z nim wyłącznie dla jego pieniędzy. Wraca do niemiłych wspomnień, zadając sobie ból. Katie, dlaczego? Okalecza się. Drapie do krwi. Tnie. Ból psychiczny zamieniam w fizyczny. Odnalazł prawdziwą miłość. Harry'ego Stylesa. Zakochany w Brytyjczyku po uszy. Nie wyobraża sobie życia bez niego. Lecz jeśli będzie chciał mnie zostawić, pozwolę mu odejść. Bohater. Uratował życie swojemu chłopakowi. Ciągle mam przy sobie tabletki uspakajające, które muszę mu podać, gdyby miał atak. Trudny człowiek. Wrażliwy, opiekuńczy, czuły, inteligentny, przyjacielski. Nieśmiały. Potrafi wysłuchać i pocieszyć. Porozmawiajmy o Twoich problemach. Każdego traktuje po równo. Ufny i naiwny. Oprócz Harry'ego nie ma nikogo. Forever alone. Podniecają go pocałunki w obojczyk i uszy. Metr osiemdziesiąt pięć chodzącego worka kości. Chorobliwie blady. Żywy trup. Artystyczny nieład brązowych włosów i niebieskie oczy. Łobuzerski uśmiech. Zawsze modnie ubrany. Rurki. T-shirty. Sweterki, które podkrada swojemu chłopakowi. Hazz, będziesz miał coś przeciwko, jeśli wezmę sobie ten biały sweter? No pewnie że nie. Bluzki w paski. Szelki. Ej Ty! Tylko ja mogę nosić szelki. Zdejmuj je, no już! Dziesiątki bransoletek z muliny i rzemyków na nadgarstkach. Jeansowa kurtka i glany to jego miłości. Rusz je tylko, a możesz już sobie szykować trumnę. Jeśli trampki to czarne i znoszone. Człowiek zakochany w pisarstwie i muzyce. Bez słuchawek ani rusz! Wiecznie o coś pyta. Najczęściej nie dostaje odpowiedzi. 

_________________________________________
Hejka hej. 
Chęć na ciekawe wątki i powiązania zawsze jest. Odpisuję wszystkim, ale autorce Harry'ego jako pierwszej, wybaczcie. Twarzyczki użyczył znany i lubiany Louis Tomlinson. Postać miała zmianę imienia z Elessara na Anthony'ego.

53 komentarze:

  1. [w takim razie ja poproszę o wątek i zaczęcie :D ]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Wątek? ;> Daj pomysł, a zaczne ;D]

    Lilo

    OdpowiedzUsuń
  3. [CHCĘ. WĄTEK.]

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  4. [Hymm spoko. Ale tym poniżej się raczej nie popiszę, przepraszam na fonie jestem ;>]

    Tego dnia nie miał na nic ochoty. Takie huśtawki jak u kobiet w ciąży. Raz radosny jak zając w kapuście, raz ponury jak Lord Val de Mort. Czy coś.
    Kopnął najbliższy kamień, który potoczył się te pare metrów i znowu znieruchomiał. I znowu kopnął. I jeszcze.
    Zabawne. Jego koledzy pewnie mieliby z niego niezły ubaw. Nie żeby on nie miał.
    Wszedł do parku. O tej porze roku zazwyczaj nie było w nim dużo ludzi; starsze panie robiące za domowe przedszkole zjawiały się tu dopiero w kwietniu, a panowie z butelkami witali się koło dwudziestej.
    Westchnął i wbił ręce w kieszenie. No i dobrze, że zachowuje się jak baba. No i dobrze.
    Kopnął ten durny kamień, który odbił się od jego nogi i trafił kogoś centralnie w kolano.
    Lilo jęknął. Jeszcze mu kłopotów brakowało.

    Lilo

    OdpowiedzUsuń
  5. No nie należał do tych osób co machają flagą z napisem "To ja, to moja popieprzona wina, choć do mnie daj mi w ryj", więc pokręcił przecząco głową z jego zdaniem niewinnym uśmiechem. Ktoś mógłby to uznać za tchóżostwo, ale on tylko robił wszystko dla "większego dobra". To chyba w Henryku Garncarzu było.
    -Niestety nie-spojrzał na chłopaka z udawanym współczuciem i zaraz uśmiechnął się lekko-Ale nic Ci nie jest?

    Lilo

    OdpowiedzUsuń
  6. [I]

    Nie miałem pojęcia ile już tam leżałem. Straciłem poczucie czasu odkąd tamta dość młoda pielęgniarka powiedziała mi że cały czas doktor czekał na wyniki testu i że przyszedłby do mnie przy najbliższej okazji. Powoli zaczynałem wątpić w te słowa. Mój doktor był tym samym od dłuższego czasu, więc ufałem mu i byłem świadomy tego że wiedział co robił, ale nie mogłem już wytrzymać i w duszy błagałem kogoś tam na górze aby coś się stało. Cokolwiek. Leżenie w prawie całkowitym bezruchu sprawiło że każda, nawet najmniejsza część mojego ciała stała się obolała, jednak mimo tego nie miałem sił na nawet najmniejszy ruch. Nie miałem pewności, ale chyba byłem w szpitalu już drugi dzień, jeśli nie trzeci. Tabletki i leki które mi podano sprawiły że czułem się nieco ogłupiały i zdezorientowany, ale może to wszystko przez to co się zdarzyło. Pamiętałem tylko że byłem na ulicy, gdy poczułem przygniatający ból w okolicy mostka, a następnie zacząłem się dusić. Nic więcej. Gdy obudziłem się w tym łóżku, miła starsza pani ubrana na biało wytłumaczyła mi wszystko. Jednak ja nigdy nie rozumiałem o co dokładnie chodziło. To wszystko było zbyt skomplikowane, abym to pojął. Wiedziałem tylko że miałem chore serce - a do kompletnego pakietu jeszcze astmę - które z dnia na dzień było coraz słabsze. Wiedziałem że mogłem umrzeć w każdym momencie mojego życia, nawet bez ewidentnych przyczyn, oraz że nie żyłbym tak długo na ile miałby szczęście żyć zdrowy człowiek. Z tego co udało mi się wyłapać, podczas ataku duszności moje serce na chwilę się zatrzymało, chociaż nie byłem pewien. Już niczego nie byłem pewien w tym cholernym życiu. Codziennie rano budziłem się ze świadomością że ten poranek mógłby być ostatnim i że może nie dożyłbym zachodu słońca. Codziennie nosiłem w tym chorym sercu lęk że z sekundy na sekundę mógłbym po prostu upaść na ziemię, dusząc się i dążąc w stronę śmierci. A już prawie dwa lata temu powiedziano mi że zostałem wpisany na listę oczekujących na przeszczep serca - i jak na razie nie miałem z tego żadnych korzyści. Następnie pani zaprowadziła mnie na kontrolę, która nieco różniła się tymi, które zwykle odbywały się co tydzień. Ta nie tylko była bardziej dokładna, ale wręcz w powietrzu było czuć że była bardziej poważna. Co się ze mną działo? Leżąc na tym przeklętym łóżku, w oczach zebrały mi się łzy. Zacisnąłem pięści na pościeli i zamknąłem gwałtownie powieki, nie pozwalając im na to aby poleciały mi po policzkach. Nie mogłem być wiecznie taki wrażliwy. Musiałem wziąć się w garść i przestać płakać nad samym sobą na każdym kroku. Rozejrzałem się po pokoju i spróbowałem poruszyć głową, chcąc znaleźć wygodniejszą pozycję, lecz od razu ostry ból w klatce piersiowej sprawił że gwałtownie wstrzymałem oddech i nie odważyłem się na kolejny ruch. Nie mogłem nawet westchnąć, aby sobie ulżyć, gdyż samo oddychanie sprawiało że czułem ukłucie w okolicach serca. Zacisnąłem usta i pomyślałem o rodzinie. Oni pewnie nic o tym wszystkim nie wiedzieli. Mama może nawet dzwoniła do mnie już parenaście razy i martwiła się, bo nie odbierałem. A przecież zawsze miałem komórkę przy sobie. Zrodził się we mnie lęk. O wiele większy od tego, który zwykle nachodził mnie nad ranem, jednak dawał spokój przez cały pozostały dzień.

    OdpowiedzUsuń
  7. [II]

    A gdybym umarł na tym łóżku? Co by się z nimi stało? Pewnie nie przebaczyliby mi tego, że do tej pory nic im nie powiedziałem. Bo sam mogłem ocenić że powoli mój stan się pogarszał. Nie tylko jadłem mniej, byłem chudszy i bardziej ponury - ja to czułem, gdzieś w środku. Czułem jak moje serce powoli nie dawało rady, stawało się coraz słabsze, z każdym dniem, z każdą godziną. Mimo tych wszystkich paskudnych tabletek które brałem. Mimo tych cotygodniowych kontroli, których szczerze nienawidziłem. Ale nic nikomu nigdy nie powiedziałem. Nie chciałem nikogo martwić, bo myślałem że lepiej by było gdybym odszedł sobie w ciszy. Ale teraz, gdy leżałem tam, patrząc pusto w sufit tylko dlatego że każdy ruch był mi zakazany, zrozumiałem jak głupie było to, co zrobiłem. Łzy w moich oczach nasiliły się i w duchu przyrzekłem sobie że od tego dnia byłbym z nimi całkowicie szczery. Jeśli bym w ogóle przeżył.
    Styles, nie dramatyzuj. Wszystko będzie dobrze.
    Mała cząsteczka mnie jeszcze ślepo w to wierzyła, bo ja tak bardzo kochałem się łudzić. A gdy potem spotykał mnie zawód, był płacz i koniec świata. Bo byłem cholernie wrażliwy i głupi, a jak ktoś mnie ranił - nawet gdy tym kimś byłem ja sam - od razu wybaczałem. Po prostu ufałem. Ufałem ślepo ludziom i przeznaczeniu, myśląc że świat był kolorowy i wesoły. A prawda chyba była zupełnie odwrotna. Ale przecież byłem dzieciakiem. Tylko głupim dzieciakiem, który wierzył w bajki i w happy end'y.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  8. [I]

    Nie chciałem się zadręczać, więc odseparowałem się od wszystkich złych myśli, wmawiając sobie że to dla mojego własnego dobra, że gdybym się stresował moja sytuacja dodatkowo by się pogorszyła. Przymknąłem więc oczy i spróbowałem rozluźnić się, chociaż nie wyobrażałem sobie nawet chwili relaksu w takim miejscu jak to w którym się znajdowałem. Skoncentrowałem się na dźwiękach które mnie otaczały, chcąc w tym samym czasie wyobrazić sobie inne miejsce, niż łóżko dla pacjenta w smutno pomalowanej na zielono sali paryskiego szpitalu. Po paru minutach dźwięk wydawany przez urządzenie podłączone jakimś sposobem do mojego ciała w mojej głowie zaczęło się zmieniać w ćwierkanie ptaków, a głosy pochodzące z korytarza w przyjemny szum wiatru między gałęziami drzew. W duchu podziękowałem mojej wyobraźni za to że potrafiła chociaż trochę zmniejszyć moje cierpienie. Nieświadomie moja uwaga skoncentrowała się na cichych słowach starszej pani, która leżała w tej samej sali co ja. Rozmawiała z kimś, kto musiał być jej wnuczkiem, a ja słuchałem ich konwersacji, chcąc jakoś odwrócić moją własną uwagę od bólu który powoli z mojej klatki piersiowej rozlegał się po całym ciele. Wiedziałem że to nie było postępowanie godne naśladowania, jednak nagle tok moich myśli został przerwany. Ból nasilił się i poczułem się jakby coś ściskało mi płuca, lub przyciskało do nich żebra, niemal je w nie wbijając. Otworzyłem usta, spazmatycznie szukając powietrza, lecz nie znalazłem tlenu, a moje płuca pozostały puste. Kaszel, ból głowy, uczucie duszenia się - to wszystko nastało jednocześnie, wraz z wkurzającym pikaniem tego cholernego urządzenia, które nie ostrzegło mnie wcześniej przed tym, co by nastąpiło. Łzy które do tej pory wstrzymywałem poleciały mi po policzkach, gorące. Więc tak miał wyglądać mój koniec? Nie. Nie mogłem jeszcze umrzeć. To wszystko nie mogło zakończyć się tak prędko. Musiałem jeszcze tyle rzeczy zrobić w moim życiu. Przeprosić rodzinę. Zacząć być z nimi kompletnie szczery. Znaleźć wreszcie kogoś, kto by mnie pokochał takim, jakim byłem i żyć z nim (nie)długo i szczęśliwie, koniec. A jeśli jednak to wszystko nie było mi dozwolone, chciałem przynajmniej mieć czas aby pożegnać się ze wszystkimi, których kochałem. Móc przytulić ich po raz ostatni. Nie mogłem tak po prostu sobie odejść. Ale chyba wszystko na to wskazywało. Chociaż życie codziennie sprawiało mi ogromny ból, chciałem je kontynuować. Bo głupio wierzyłem w lepsze jutro. Te wszystkie myśli przebiegły przez mój umysł w ułamku sekundy, a tymczasem ból stawał się coraz ostrzejszy. Krzyczałem, lecz nie słyszałem mojego własnego głosu. Wszystko koncentrowało się na tym jednym, stałym punkcie, z którego pochodziło całe cierpienie. Leżał on na lewej stronie mojej klatki piersiowej. Poczułem jakieś tabletki w ustach, jednak przez łzy nie rozróżniałem kształtów dookoła siebie. Połknąłem je, mimo wszystko. Już nie było ważne czy uratowałyby mnie czy zabiły, chciałem po prostu aby to wszystko się skończyło. Opadłem na łóżko. I nastała ciemność.

    OdpowiedzUsuń
  9. [II]

    Otworzyłem powoli oczy. Słabe światło raziło mnie ze wszystkich stron, więc musiałem ponownie je zamknąć. Poruszyłem się nieśmiało, oczekując kolejnych ciosów bólu, lecz one nie nastały. Tak jakby wszystko się uspokoiło. Może byłem już w tym drugim świecie? Może jednak przegrałem walkę i nie została dana mi szansa na pożegnanie się ze wszystkim tym co kochałem? Moje palce zacisnęły się na czymś pod moim ciałem i dopiero wtedy podniosłem ponownie powieki. Dostosowałem się do stopnia światła panującego w pokoju i rozejrzałem uważnie dookoła, a następnie odetchnąłem z ulgą. Byłem w tej samej sali co przedtem, jednak na innym łóżku. W moim polu widzenia nie było już łóżka ze starszą panią, lecz gdy spojrzałem na swoje prawo, ponownie ją ujrzałem. Uśmiechnąłem się delikatnie do siebie, bo jeszcze nie wszystko było stracone. Nie musiałem czekać długo, aż pielęgniarka weszła do sali i podeszła do mojego łóżka, trzymając w dłoniach jakieś kartki, które uważnie czytała. Gdy podniosła z nich wzrok, obdarzyła mnie promiennym uśmiechem. Chyba naprawdę było dobrze. Nadzieja we mnie urosła.
    - Przeprowadziliśmy u pana krótki zabieg, aby ustabilizować stan pana serca - zaczęła, jednak tylko to udało mi się zrozumieć z jej paplaniny. Uśmiechnąłem się w duchu. Było dobrze. Wreszcie było troszkę lepiej. Przesunąłem dłoń po twarzy, ciesząc się ze swojego głupiego szczęścia. A już myślałem, że byłem bliski śmierci.
    - Teraz jest o wiele lepiej, może nam pan zaufać - tymi słowami zakończyła swoją przemowę, podała mi jakąś tabletkę oraz szklankę z wodą, aby nią popić, po czym miała wyjść, jednak zatrzymała się w drzwiach i obróciła na pięcie w moją stronę. - Oh, prawie bym zapomniała. Gdyby nie pan Tomlinson byłoby znacznie gorzej.
    Zrobiłem to, co wcześniej delikatnym ruchem mi rozkazała, i odstawiłem szklankę na bok, wpatrując się w nią aż do chwili w której nie zniknęła z moich oczu, za drzwiami. Tomlinson? Nagle przypomniałem sobie wszystko. To pewnie ten chłopak, który podał mi tabletki. Wnuczek tej pani obok, na którą ponownie spojrzałem. Jego jednak tutaj nie było. Ciekawy byłem ile czasu minęło od tego co się stało. Godzina? Dwie? Trzy? Może cała doba? Nie miałem pojęcia. Moje myśli przerwał głos mojego doktora pochodzący zza drzwi. Rozmawiał z kimś.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  10. Także spojrzał na małą plamę krwi na jego spodniach i poczuł lekkie wyrzuty sumienia, które jednak szybko stłumił. Po co miał się przyznawać? I do czego? Przecież on nic złego nie zrobił, prawda? Prawda?
    Przeniósł wzrok na twarz chłopaka i wyciągnął dłoń w jego stronę. Od kiedy on stał się taki miły? Zaskakujące.
    -Lilo tak przy okazji-wyszczerzył zęby.
    Zerwał się wiatr, który owiał Lilowi twarz. Parsknął w duchu. Jaki dramatyzm doprawdy. Jakby cholerna pogoda czytała w jego cholernych myślach. Wszystko było cholerne.

    Lilo

    OdpowiedzUsuń
  11. [Więc może... moja Fran (bo miałam dopisać jeszcze, że pracuje w wolontariacie) przychodzi do babci Elessar'a no i w jakiś sposób się tam spotkali i poznali :) zaczniesz jak Ci się spodoba ten pomysł :D ]

    Francesca

    OdpowiedzUsuń
  12. Oparłem się dłońmi o materac i powoli podciągnąłem do góry, do pozycji siedzącej, bojąc się w każdej chwili o kolejny cios bólu, i wtedy poczułem jak bardzo moje ciało było obolałe. Potrzebowałem ruchu, a mógł to być nawet zwyczajny spacer po szpitalu - byle tylko wprawić w ruch nogi, które bolały mnie niemiłosiernie, zablokowane przez tyle czasu w tej samej pozycji. Byłem zajęty poprawianiem na sobie pościeli, gdy usłyszałem głos. Na pierwsze wrażenie był nieznajomy, jednak rozpoznałem w nim nutkę czegoś, co mi coś przypominało. Gdy podniosłem na niego wzrok, przypomniałem sobie. To właśnie ta sama barwa głosu rozkazała mi połknąć te tabletki, gdy ocierałem się o śmierć. To on uratował mi życie i dopiero teraz po raz pierwszy go zobaczyłem, wyraźnie. Przez pierwszą chwilę zostałem osłupiony przez jego niespotykaną urodę. Wszystko w jego twarzy było takie... delikatne. Wręcz kobiece. W dobrym znaczeniu tego słowa. I właśnie dzięki temu człowiekowi nadal oddychałem, a moje serce ciągle biło. W moich oczach stał się dla mnie kimś naprawdę ważnym, w jednej sekundzie, i byłem tego zupełnie świadomy. Skarciłem się za to w myślach. Znów ufałem zbyt szybko, znów przywiązywałem się do kogoś w błyskawicznym tempie. A to było złe. Ale przecież gdyby nie on, nie byłoby mnie tu... Czy w tym wypadku mogłem zaufać swojemu choremu sercu? Nie miałem pojęcia. W mojej duszy walczyły ze sobą dwie różne strony oraz parenaście różnych pytań retorycznych, i żadne z nich nie dawało mi gwarancję dobrego wyboru. Wreszcie przytaknąłem ruchem głowy na jego pytanie, jednak przez parę sekund nie wydałem z siebie żadnego dźwięku. Po prostu siedziałem i patrzyłem na niego, z podziwem w oczach.
    - Tak, jakoś... jakoś żyję - wydukałem wreszcie. Kolejna chwila niezręcznej ciszy. Wiedziałem, co chciałem mu powiedzieć, ale nie potrafiłem tego z siebie wydusić. A to było przecież takie oczywiste.
    - Dziękuje. Za wszystko. Naprawdę.
    Gdy zauważyłem że gapiłem się na niego może zbyt nachalnie, zniżyłem wzrok, który pobiegł do szklanki na stoliku obok mojego łóżka. Wychyliłem się, aby ją chwycić, jednak stała ciut za daleko, dlatego odsunąłem dłoń do tyłu, kładząc ją ponownie na materacu. Nie wiedziałem dlaczego, ale czułem się tak... dziwnie niezręcznie, gdy on tu był.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  13. Odwzajemnił uścisk dłoni. Zabawne. I tak oto nawiązała się wielka przyjaźń i tak dalej. Niczym w książce, lub w filmie. Ale to nie jest ani książka, ani film.
    -I nawzajem-odparł ze śmiechem i wcisnął dłonie do kieszeni bluzy. Jak dla niego zima już się dawno skończyła. I co z tego, że jeszcze na ulicach leżał śnieg? Słońce świeciło, ptaszki śpiewają, cud, miód i orzech.
    -No...to może małe piwo, czy coś?-zapytał po chwili, nadal się uśmiechając.

    Lilo

    OdpowiedzUsuń
  14. [Dobrze :D ]

    Jako wolontariuszka miała sporo pracy, choć i nawet wtedy znajdowała czas na studia i naukę. Tym razem od jakiegoś czasu opiekowała się pewną staruszką, którą pieszczotliwie określała "bunia". Kobieta była niezwykła, od samego początku ich wspólnej pracy polubiła ją. Przychodziła do niej co drugi dzień, a w weekendy na godzinę góra dwie. Nawet bunia wiedziała, że Fran musi się sporo uczyć by zaliczyć semestr. I tego śnieżnego dnia, konkretnie środę udała się do buni, po drodze wstępując do sklepu. Zrobiła dość spore zakupy. Bo Fran nie tylko zajmowała się bunią, dość często również pomagała jej wnuczkowi, który to był chudy i dziewczyna dbała o to by jadł obiady. Udała się więc do buni. Nie ma to jak dodatkowy klucz do mieszkania. Ściągnęła odzienie wierzchnie i buty, zaraz w kuchni rozpakowała zakupy. Po tym wszystkim udała się do pokoju, gdzie leżała bunia. Nie spodziewała się jednak jej wnuczka, który zazwyczaj pojawiał się w domu popołudniową porą.
    -Witam. - powiedziała z uśmiechem. Bez zbędnych ceregieli weszła do pokoju i ucałowała bunię w czoło. - Widzę, że twój stan się poprawił. - rzekła z zadowoleniem. - Nabrałaś kolorków i się uśmiechać. - wiedziała doskonale, że uśmiech na starej twarzy kobiety pojawiał się wtedy, gdy w pobliżu był wnuczek. Cóż, babcina miłość nie znała granic.

    Francesca

    OdpowiedzUsuń
  15. Jego brwi uniosły się jeszcze wyrzej, tak że zniknęły całkowicie pod włosami.
    Proszę, proszę, proszę jakie to to grzeczne nie ma co. Lilo szybko starał się zetrzeć z twarzy zdziwienie, co jednak niezbyt mu wyszło.
    -Aha-pokiwał głową, starając się utrzymać fason-To może chcesz się przejść? Jeśli oczywiście moje towarzystwo nie będzie Ci przeszkadzało-dodał po chwili mierząc chłopaka spojrzeniem.

    Lilo

    OdpowiedzUsuń
  16. Przyjąłem od niego szklankę z wodą i napiłem się, cały czas czując na sobie jego wzrok. To wszystko - jego miłe zachowanie, jego ciepły uśmiech, cały on - sprawiało że czułem się... po prostu dziwnie. Tak niezręcznie. Nie znałem go, nie wiedziałem nawet jak się nazywał, a mimo tego był przy mnie, chociaż równie dobrze mógłby opiekować się swoją babcią, która leżała w łóżku obok mojego. Gdy podniosłem wzrok ze szklanki na mojej drodze ponownie natknąłem się na jego spojrzenie, i od razu uciekłem oczyma w stronę drzwi, które po chwili otworzyły się, a za nimi zobaczyłem pielęgniarkę, która z delikatnym uśmiechem podeszła do mnie i podała mi torbę. Miałem ją przy sobie w dniu wypadku. Jej wzrok utkwił na kartkach, które jak zwykle trzymała w dłoniach, a po chwili coś napisała na jednej z nich. Ja tymczasem zająłem sie obiektem który leżał na moich kolanach, biorąc komórkę i jak najprędzej wchodząc w zakładkę nieodebranych połączeń. To co tam zobaczyłem wcale mnie nie zaskoczyłem. Mama, siostra i ojczym dzwonili do mnie parenaście razy a teraz pewnie umierali ze zmartwienia. Miła kobieta musiała zauważyć moje zdezorientowanie, bo od razu uspokoiła mnie, klepiąc delikatnie po ramieniu.
    - Czekali w szpitalu cały czas aż się pan obudzi. Aktualnie mama i tata są tutaj, siostry nie ma, jednak myślą że nadal pan śpi.
    Zerwałem się z łóżka, jednak ona mnie zatrzymała. Musiałem ich zobaczyć. Teraz. Powiedzieć im że wszystko było dobrze, że zachowałem się jak kretyn i że nigdy więcej to by się nie powtórzyło. Zachwiałem się i miałem upaść, jednak gotowe ramię chłopaka obroniło mnie przed frontowym spotkaniem z podłogą, gdy tylko się go złapałem. I po raz pierwszy go dotknąłem. Moje czucie w nogach nie należało do najlepszych, jednak byłem pewien że to by się zmieniło.
    - Niech pan pierw się przebierze, a następnie zostanie pan zaprowadzony do najbliższych. Ciuchy ma pan w torbie. Doktor powiedział że może już pan opuścić szpital, wszystkie procedury kontrolne zostały wykonane i pana stan jest dobry.
    Zrobiłem szybki ruch głową na znak tego, że zrozumiałem, po czym - z małą pomocą pielęgniarki - wszedłem do małego pokoiku, który miał mi służyć za przebieralnię. Ściągnąłem z siebie ostrożnie szpitalne ciuchy które cały czas miałem na sobie i założyłem to, co nosiłem jeszcze parę dni temu. Domyśliłem się że całość została wyprana, bo pamiętałem że tego dnia pogoda nie należała do najlepszych i bardzo prawdopodobne było to że wpadłem przy okazji do jakiegoś błota, cały się brudząc. Zza drzwi dochodził do mnie głos pielęgniarki.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  17. Wyszłem z pokoju gdy tylko byłem gotowy. W sali nie było już pielęgniarki, więc domyśliłem się że mogłem spokojnie wyjść, bez żadnych dodatkowych kontroli czy uprzedzeń. Zwykle za każdym razem gdy musieli sprawdzić stan mojego serca, doktor powtarzał mi parenaście razy jakich rzeczy nie powinienem robić - stresować się, narażać się na zbyt wielki wysiłek, a przede wszystkim musiałem próbować utrzymać się w dobrym humorze jak najdłużej. Był naprawdę dobry w swojej pracy i uważał że także stan emocjonalny człowieka wpływał na takie choroby, jak moja. Ale jak ja miałem sie tego utrzymać? Czułem się wiecznie samotny. Oczywiście, miałem przyjaciół, jednak codziennie nawiedziały mnie wspomnienia z przeszłości. A wtedy czułem się taki inny od całej reszty, jak jakieś dziwadło, i przez to niesamowicie samotny. Potrzebowałem kogoś nowego w moim życiu, kogoś kto by mi pomógł z tym wszystkim. Po prostu kogoś kto by był przy mnie, przytulałby mnie i napawał nadzieją na lepsze jutro. Bo łatwiej było w coś wierzyć gdy nie było się samym w swoim przekonaniu. Podeszłem do łóżka i chwyciłem torbę, zarzuciłem ją sobie na ramię i przyśpieszonym krokiem wyszłem z sali, kierując się w stronę głównego wejścia - pewnie tam na mnie czekali. I nie myliłem się. Mama siedziała na jednym z krzesełek dla oczekujących i wyglądała na strasznie zmęczoną. Ciekawy byłem ile tam siedziała. Ojczyma nie zobaczyłem, podeszłem do niej i wstrząsnąłem ją delikatnie za ramię, aby obudziła się z lekkiego snu, w który momentalnie zapadła. Gdy tylko otworzyła oczy i mnie ujrzała, przepełniły się one zdziwieniem i ogromnym zachwytem. Przytuliła mnie mocno do siebie i zaczęła mi szeptać jak bardzo się o mnie martwiła, a ja po prostu głaskałem ją po plecach. Gdy się ode mnie odsunęła powiedziała mi że tata wyszedł na chwilę aby zadzwonić do Gemmy, a ja opowiedziałem jej wszystko, w najmniejszych szczegółach.
    - Muszę poznać tego chłopaka, który cię uratował - stwierdziła pod koniec, patrząc na mnie oczekująco. Przeklnąłem się w duszy za moje zachowanie. Wyszłem z tamtej sali od tak, nic mu nie mówiąc, nie dziękując za to co zrobił. A bez niego prawdopodobnie już bym nie istniał. Naszła mnie ochota aby tam wrócić i po prostu go przytulić, jednak coś mi podpowiedziało że przecież nie mogłem. Zagryzłem wargę. Był zupełnie obcą osobą, nie mogłem wchodzić mu w jego własne życie tylko dlatego że teraz w moich oczach był kimś wielkim.
    - Nie sądze, aby było to możliwe - odpowiedziałem cicho, próbując ukrywać cały smutek, który sprawił że mój głos zadrżał.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  18. Gdy tata wrócił i mnie zobaczył zadzwonił ponownie do mojej siostry, aby powiedzieć jej żeby się nie martwiła. Aktualnie była w pracy i nie mogła mnie odwiedzić, ale mimo to ich reakcja sprawiła że poczułem ogromne ciepło na swoim chorym sercu. Byłem świadomy tego że mnie kochali, bo pokazywali mi to gdy tylko mieli taką okazję, jednak myśl że gdyby mnie zabrakło cząstka ich życia odeszłaby razem ze mną była okropna, a zarazem przyjemna. Gdyby wszyscy się ode mnie odwrócili, ich miałbym już na zawsze. Bo nawet jeśli 'tata' nie był moim prawdziwym rodzicielem, kochałem go, i z wzajemnością. Bo troszczył się o mamę, o siostrę i o mnie, jak prawdziwa rodzina. Czasem dziwiło mnie to że mimo tego co mi się stało, moje relacje z rodziną się nie pogorszyły - wręcz odwrotnie, stały się silniejsze. Jednak cieszyłem się okropnie. Może nie byłem tak zupełnie sam. Mama ponownie mnie do siebie przytuliła i zaczęła płakać, a ja zacząłem szeptać je ciche słowa otuchy, bo przecież byłem tu, przy niej, cały i (prawie) zdrowy - powinna się cieszyć, a nie płakać. Nie rozumiałem sensu płakania ze szczęścia, chociaż także często mi się to zdarzało. Mój wzrok na ułamek sekundy odsunął się od twarzy mojego ojca, który siedział przede mną i patrzył z uśmiechem na manifestację miłości między matką a synem, jednak ta krótka chwila wystarczyła aby odebrać mi dech w piersiach. On się do mnie zbliżał. Z własnej, nieprzymuszonej woli. Śledziłem go wzrokiem, ciągle głaszcząc mamę po plecach, aż zatrzymał się, parę kroków od nas. Patrzył prosto na mnie, a ja na niego. Zdziwiłem się że nie było we mnie już tego uczucia niezręcznego zagubienia które dotrzymało mi towarzystwa w sali pacjentów. Odsunąłem delikatnie matkę od siebie, nie odrywając od niego wzroku. Po raz kolejny pomyślałem, że był po prostu piękny. Wszystko w jego wyglądzie sprawiało wrażenie bycia odpowiednikiem Bożego cudu.
    - Mamo, to on.
    Mój głos był jedynie szeptem, jednak to wystarczyło aby wzbudzić niesamowitą radość w zachowaniu mojej rodzicielki, która natychmiast wstała z miejsca, aby osobiście podziękować nieznajomemu.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  19. Odprowadziłem go wzrokiem aż do punktu w którym się odwrócił w moją stronę. Gdy to zrobił, momentalnie spojrzałem na mamę, która jeszcze stała przede mną, z ogromnym uśmiechem wymalowanym na ustach. Nie chciałem aby już sobie poszedł i ten stan kompletnie mnie dezorientował. Nie znałem go, wymieniłem z nim bezpośrednio tylko parę słów. A nie można było tęsknić za kimś o kim nie miało się najmniejszego pojęcia, prawda? Jednak u mnie było inaczej. To przeczyło jakiejkolwiek logice, ale tak już było. Ostatni raz spojrzałem na niego zanim zniknął za drzwiami głównego wejścia, a następnie moja uwaga skupiła się na moich rodzicach. On już odszedł, na zawsze. Nie mogłem sobie zaprzątać nim głowy, bo to było kompletnie bez sensu. Nie mogłem myśleć o kimś z kim nigdy więcej bym się nie spotkał - nie ważne, że uratował mi życie. Widocznie nie chciał za to nic w zamian, nie chciał abym pamiętał go jak bohatera, więc jedynym wyjściem było zapomnieć. Wmawiałem to swojemu głupiemu sercu, powtarzałem w duszy jak mantrę. Zapomnieć. Dostrzegłem zmęczenie które na twarzy mojej rodzicielki robiło się coraz bardziej ewidentne. Wstałem i objąłem ją jednym ramieniem, przekonując do tego, aby oboje już wrócili do domu. Dałbym sobie radę, przecież doktor powiedział, że jak na razie mój stan był stabilny, więc nie mieli się czym martwić. Zgodzili się, po paru chwilach zwątpienia, i parę minut później już ich tam nie było. Opadłem na krzesło z cichym westchnięciem. Wydawało się to niedorzeczne, jednak nie czułem się zmęczony, wręcz przeciwnie - po takim długim czasie leżenia w łóżku, chciałem się ruszać. Zdecydowałem się na spacer po Paryżu, podczas którego pewnie walczyłbym z moimi własnymi myślami, które co chwilę przypominałyby mi twarz nieznajomego i ten jego aksamitny, delikatny głos. Wstałem powoli ze swojego miejsca i ruszyłem w stronę drzwi, a gdy tylko wyszedłem na zewnątrz przywitał mnie podmuch świeżego powietrza.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  20. Zadrżałem gdy tylko usłyszałem ponownie ten głos. Był taki delikatny, czuły, nawet jeśli chłopak nie nadawał mu specjalnie takiego tonu, jakby to działo się samo z siebie. Nigdy wcześniej nie słyszałem nic podobnego. Podniosłem wzrok i znów ujrzałem te błękitne oczy, przepełnione jakby iskierkami radości i ciekawości. Wydawał mi się taki pozytywny. Rozsiewał dookoła siebie jakąś aurę, dzięki której czułem się tak cudownie. Wszystko, co do niego należało - jego oczy, jego wygląd, jego głos, jego dotyk - sprawiało że czułem jakieś dziwne ciepło na sercu. Nie mogłem oderwać od niego wzroku, to było fizycznie niemożliwe, tak samo jak nie mogłem ukryć uśmiechu który nasilił mi się na usta gdy tylko się do mnie odezwał. A zaledwie parę minut temu myślałem że linia jego życia złączyła się z moją tylko przez chwilę, w punkcie gdy miała się urwać, zrobiła swoje i podążyła we własnym kierunku, zostawiając mnie ponownie samego. Był może czymś w rodzaju anioła stróża, może ktoś tam na górze zlitował się nade mną i wysłał na ziemię kogoś takiego, jak on. Owoc długiej pracy wszystkich mistycznych sił. Ideał w ludzkiej skórze. Nie znałem go, ale moje chore serce już wiedziało że był niesamowitą osobą. Uścisnąłem jego dłoń i poczułem jaka była zimna. To uczucie jedynie przekonało mnie że to co myślałem mogło być prawdą. Zwykle gdy wykonywałem takie gesty uważałem na blizny i nacięcia na nadgarstkach - nie lubiłem gdy ktoś nieznajomy zrażał się mną przy pierwszym spotkaniu - jednak tym razem byłem zbyt ogłupiały przez to wszystko, aby zwracać uwagę na taki mały, z pozoru nie ważny gest.
    - Harry - odpowiedziałem z uśmiechem. - No, może nie do końca jak Harry Potter, ale też może być.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  21. Ruszyłem za nim, jak zahipnotyzowany wpatrując się w jego ruchy. Wszystko w nim wydawało mi się takie wyjątkowe. Głos, wygląd, uśmiech, sposób bycia, nawet imię czy to jak się poruszał. A przecież nie znałem go. Nie miałem pojęcia jaką naprawdę osobą był, jakie tajemnice skrywał. Bo każdy człowiek posiada tajemnice. I wtedy w mojej głowie zrodziło się pytanie. A jeśli on nie był tylko człowiekiem? Może był istotą która wychodziła poza najśmielsze ludzkie fantazje? Przystanąłem na chwilę i zamrugałem parę razy, zdezorientowany własną głupotą. Co ja do cholery wygadywałem?
    Styles, przestań żyć w bajce i wróć na ziemię.
    Podążyłem znów za nim, z uśmiechem przyglądając się zwierzęciu, które od czasu do czasu wystawiało głowę poza kaptur i z zaciekawieniem mi się przyglądało. Przy najbliższej okazji pogłaskałem je delikatnie.
    - Hazz? - powtórzyłem cicho, po czym poruszyłem głową z aprobatą. - Uroczo. Sam jeszcze wymyślę ci słodkie przezwisko, zobaczysz - dodałem z szerokim uśmiechem. Nie trzeba było mówić, że czułem się niesamowicie w jego towarzystwie. Tak inaczej, niż zwykle.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  22. Spojrzałem na miejsce na ławce i nagle myśl że znajdowałbym się tak blisko niego uderzyła mnie z ogromną prędkością. Serce zaczęło bić mi szybciej, jednak zagryzłem wargę i usiadłem na miejscu przez niego wskazanym. Jeszcze parenaście minut temu nawet dotknięcie go było czymś... czymś niedorzecznym, a tak nagle znalazłem się w takiej sytuacji. Nie wiedziałem czemu tak na mnie działał. Nie wiedziałem czemu traktowałem go tak inaczej. Nie jak normalnego człowieka, ani nawet jak bohatera, którym wyraźnie mi dał do zrozumienia że nie chciał być. Nie wiedziałem nawet kim był w moich oczach. Nie wiedziałem nic, jak zwykle, z resztą. Bo byłem taki ufny. Ufałem mu. Ufałem że nie przyszłoby mu na myśl zaprzyjaźnienie się ze mną a następnie opuszczenie mnie, tak z dnia na dzień, jak to już kiedyś ktoś zrobił. Ufałem że nie chciał mnie zranić, a tak naprawdę nie znałem jego intencji. W ogóle go nie znałem. I byłem świadomy tego, że źle robiłem przywiązując się, jednak nie potrafiłem zachowywać się inaczej. Taki już byłem. Spojrzałem na niego, gdy zrobił mi tą propozycję. Nigdy nie wiedziałem co o sobie powiedzieć, gdy ktoś mnie o to prosił. Hej, nazywam się Harry Styles, tne się, ubolewam nad przeszłością i brakiem ciepła oraz miłości od kogokolwiek, a dodatkowo jestem pieprzoną ciotą? Coś takiego najlepiej by mnie opisało, i może kiedyś bym komuś tak powiedział, ale... ale nie jemu. Nie chciałem go zrażać sobą. Zależało mi na nim, cholernie. Jaki byłem głupi.
    - Zależy... co chcesz wiedzieć - odpowiedziałem, spoglądając na niego. - Harry Styles, dziewiętnaście lat, brytyjczyk, choroba serca plus astma do pakietu.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  23. Byłem zaciekawiony jego osobą, więc śledziłem wzrokiem każdy jego nawet najmniejszy ruch, wyłapując z jego wyglądu wszystkie szczegóły - a przynajmniej próbując to robić - oplatając spojrzeniem jego twarz oraz wszystko to, co według mnie mogło coś skrywać. Słuchałem uważnie jego słów, nie przegapiając niczego. Chciałem go poznać. Chciałem zobaczyć co miał w środku, jaki był naprawdę. Wiedziałem że ryzyko zranienia było ogromne gdyby to co bym znalazł różniło się niesamowicie od tego co oczekiwałem, ale tym razem byłem zdeterminowany. Moim celem było poznanie go, odkrycie każdego, nawet najciemniejszego zakamarka jego duszy i w pewnym sensie przywłaszczyć je sobie. W zamian pozwoliłbym mu na to samo. Nie wiedziałem dlaczego, ale okropnie mnie ciągnęło do jego osoby, a myśl o tym że mógłby stać się moim przyjacielem - chociaż chyba ucieszyłbym się ze zwykłego określenia 'znajomy', to i tak było lepsze od 'obcy człowiek' - była niesamowicie motywująca. To co mi powiedział nieco mnie zdziwiło. Samotny? Czy naprawdę osoba taka jak on mogła być samotna? Wydawało mi się to wręcz niemożliwe. Jak nawet ludzie dookoła potrafili być odporni na ten jego urok, na tą jego aurę którą rozsiewał wszędzie, ilekroć kogoś lub nawet czegoś dotknął? Jak ludzie mogli nie lgnąć do niego jak pszczoły do miodu? Nie wyobrażałem sobie tego. Nie, to nie było możliwe. Wszystko co mnie do niego przyciągnęło wydawało się na innych nie działać. A może to moja wina? Może problem tkwił w moim łatwowiernym i dziecinnym charakterze? Zacisnąłem usta i spróbowałem skoncentrować swoją uwagę na innym punkcie, nie mniej interesującym.
    - Piromania?
    Mój głos był jedynie szeptem gdy patrzyłem na niego, zafascynowany tym wszystkim. Może słyszałem kiedyś coś na ten temat, ale nie wiedziałem zbyt wiele i oczywiście chciałem to zmienić. Wiedziałem że te wszystkie szczegóły jego charakteru złączyłyby się w jedną, niesamowicie idealną całość, którą byłby on, gdy tylko bym go poznał, tak dogłębnie. Przez parę sekund mój wzrok zawiesił się na jego nadgarstku, z początku przyglądając się tym wszystkim bransoletkom, jednak chwilę później zauważyłem coś innego, o wiele ważniejszego. Coś, co sprawiło że poczułem nacisk na sercu. Moje palce pobiegły do moich własnych blizn i nacięć, przesuwając po nich delikatnie opuszki.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  24. W ciszy i z niedowierzeniem słuchałem tego co mówił. Nie pomyślałbym że tak prędko zdradziłby mi coś więcej o sobie, a nawet gdyby to zrobił nie spodziewałem się że byłaby to cząstka jego bolesnej historii. Miło mnie tym zaskoczył, a gdy wyciągnął z kieszeni zapalniczkę nie wiedziałem co powiedzieć. Współczułem mu, okropnie, ale nie chciałem palnąć głupiego tekstu w stylu 'wiem co czujesz', bo to nie byłaby prawda. Także przeżyłem wiele bolesnych momentów, ale twierdziłem że ból się dzielił na różne kategorie. Żaden ból nie był taki sam lub nawet podobny do drugiego, więc nie mogłem nawet wyobrazić sobie tego, co mógł wtedy czuć. Jasne, ja też straciłem ojca, ale tym razem to nie miało nic do tego. On go nie chciał. Ja za nim tęskniłem. Jego umarł. Mój jeszcze gdzieś tam żył, i wiedziałem że nadal mnie kochał. Byłem jednak człowiekiem wrażliwym i nie potrafiłem tego przemilczeć. Musiałem coś powiedzieć, coś zrobić, cokolwiek. To nie pomogłoby tylko mi, ale może także i jemu. Delikatnym ruchem oparłem się o niego a moja dłoń złapała go za ramię, z którego zsunęła się na dół, aż do nadgarstka, delikatnie głaszcząc jego skórę. Bałem się, że nie chciałby tego i że by mi nie pozwolił, ale nie mogłem żyć w wiecznym strachu. Przesunąłem kciuk po zewnętrznej strony jego dłoni.
    - Przykro mi.
    Mimo wszystkiego, poczułem się niesamowicie głupio mówiąc to. Ale było, minęło, nie mogłem już tego cofnąć. Zacisnąłem usta i dopytałem się, czy teraz ja też powinienem mu coś o sobie powiedzieć. Może żeby nie czuł się sam w cierpieniu.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  25. Ucieszyłem się że mnie nie odepchnął ani nie uciekł ode mnie, uważając mnie za jakiegoś wariata. Bo, naprawdę, kto tulił się do (prawie) nieznajomego? Tylko Harry Styles. Ten dziwny, wrażliwy, dziecinny Harry Styles. Tylko ja byłem taki głupi i ufny aby współczuć nieznajomemu. Ale ta sytuacja w której się znalazłem wcale mi nie przeszkadzała. Chyba po raz pierwszy ucieszyłem się z tego że byłem sobą, a nie jakimś nieczułym, zimnym dziwkarzem. Bo gdybym był inny, prawdopodobnie teraz nie byłbym tak blisko niego. Przez chwilę siedziałem w ciszy, słuchając jego oddechu. Nie wiedziałem co zrobić. Otwarcie dał mi pozwolenie na wyżalenie się, ale czy na pewno wiedział na co się pisał? Gdyby chociaż raz mnie pocieszył w moim smutku wymagałbym to od niego aż do końca naszej znajomości. Chciałbym aby zrobił to ponownie, i ponownie, aby mnie przytulał i poprawiał mi humor. Zawsze tak było, z kimkolwiek. I zwykle przez to ludzie ode mnie odchodzili, bo nie chcieli być moją niańką. Tym samym mnie raniąc. Wziąłem głęboki oddech.
    - Odkąd pamiętam byłem gnębiony i bity przez moich rówieśników w szkole. Z początku chyba z zadrości talentu, ale później... - mój głos się złamał. Na pewno chciałem mu o tym powiedzieć? Nie. Nie mogłem. Nie chciałem go stracić, chociaż jeszcze pewnie dla niego nie byłem nikim. Ale nie mogłem zdradzić mu wszystkiego. Bałem się że odszedłby, na zawsze.
    - Później znaleźli inne powody do tego. I tak było codziennie. Bójki, kłótnie. Nie potrafiłem się obronić, bo... bo już taki jestem. Jestem słaby. Boje się. Boje się odrzucenia, boje się cierpienia, a mimo to nadal ufam - westchnąłem cicho, przerywając na chwilę. - Zacząłem się ciąć, bo po prostu nie wytrzymywałem, a żyletka stała się moją jedyną przyjaciółką, która nie opuściła mnie aż do dzisiaj... To w niej znajduję wszystko to, co kiedyś chciałem znaleźć w drugim człowieku. Zrozumienie. Współczucie. Ona mi pomaga.
    Zamknąłem się momentalnie. Zacisnąłem oczy i przygryzłem wargę, zażenowany tą chwilą słabości przed nieznajomym.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  26. Błękit tych oczu prawie mnie pochłonął i sprawił że moim ciałem wstrząsnął delikatny, przyjemny dreszcz. Wiedziałem już że uwielbiałem, gdy tak na mnie patrzył. Co wcale nie oznaczało że go nie słuchałem. Wyłapywałem z jego ust każde słowo, każdy dźwięk, przeanalizując je dokładnie w głowie. Zdziwiło - i w tym samym czasie ucieszyło - mnie to ile mieliśmy wspólnego, jednak w równej ilości były rzeczy które kompletnie mnie do niego różniły. Słuchając jego słów pojąłem jak to wszystko musiało być dla niego trudne. Przez jedną dziewczynę stracił wiarę w miłość. A ja? Ja uważałem że to uczucie było najlepszym co tylko mogło kogoś spotkać, ale nie wszystkim dane było tego doświadczyć. A myśląc tak chciałem powiedzieć że prawdopodobnie właśnie ja byłem tym który nigdy nie dopiąłby do takiego uczucia, które oznaczało dla niego wszystko. Ale przecież on miał szanse. Ogromne szanse.
    - Nie powinieneś tak myśleć - zacząłem, dość niepewnym tonem. - Miłość nie jest złożona tylko z bólu, chociaż to także jest jej cząstką. Ale jak wiesz że poświęcasz się dla osoby która jest całym twoim światem, która odwzajemnia twoje uczucie, wtedy... wtedy to najpiękniejsze uczucie, jakie może tylko istnieć - moja wypowiedź została zakończona delikatnym odcieniem czerwieni na moich policzkach. Ah, Styles, niepoprawny romantyku. Co ty w ogóle wiesz o prawdziwej miłości, której nigdy od nikogo nie doświadczyłeś?
    - Też zostałem zraniony. Dwa razy. Ale nadal wierzę że kiedyś ktoś mnie pokocha. I to chyba jest wszystkim, czego tak naprawdę pragnę. Bo... bo nigdy nie poczułem się kochany.
    Lub jestem zbyt łatwowierny aby dostrzeć okrutną prawdę tego świata.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  27. Jego ciało gwałtownie odsunęło się od mojego, co nie spodobało mi się nawet w najmniejszym stopniu. Zaczynałem go poznawać, wchodzić coraz głębiej do jego duszy, i... i to okropnie mi się podobało. W pewnych rzeczach byliśmy podobni, w innych nie, a ta całość okropnie mnie interesowała. Ciekawiło mnie, jaki był. Czy z przyjaciółmi zachowywał się jakoś inaczej niż ze mną w tym momencie. Ale jak na razie nie było dane mi to odkryć, gdyż popędził za swoim szczurem, zostawiając mnie samego. Pierwszym impulsem byłoby pójście w jego ślady, jednak zostałem na ławce, myśląc że Frodo może wróciłby do tego miejsca. I tak się rzeczywiście stało. Musiałem trochę poczekać, jednak wreszcie zwierzę pojawiło się nie wiadomo skąd i wskoczyło na ławkę, obok mnie, przyglądając mi się z zainteresowaniem i ruszając małymi uszami. Ten widok sprawił że na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Ostrożnie wziąłem go na ręce, bojąc się że mógłby jeszcze raz uciec, i skierowałem się w stronę punktu gdzie po raz ostatni dostrzegłem Elessar'a. Znalazłem go siedzącego przy brzegu stawu, bezradny. Pewnie opuścił już wszystkie nadzieje na znalezienie tej jego ukochanej istotki. Rozumiałem go. Sam byłem okropnie przywiązany do mojego kota i nie wyobrażałem sobie co bym zrobił gdyby nagle zniknął. Zbliżyłem się do niego od tyłu, cicho, aby mnie nie zauważył, a gdy byłem wystarczająco blisko klęknąłem za nim, zbliżając usta do jego ucha. Ostrożnie posadziłem mu szczurka na kolanach.
    - Nie opuściłbym cię w takiej sytuacji - szepnąłem mu cicho.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  28. To co zrobił kompletnie mnie sparaliżowało. To trwało tylko sekundę. Jego usta położyły się na moich tylko na sekundę. Ale mimo tego poczułem jakie były miękkie i ciepłe, w odróżnieniu od reszty jego zimnego, wychudzonego ciała. Dreszcz który przeszedł mnie od stóp do głowy był znacznie silniejszy od poprzednich, i znacznie przyjemniejszy. Mimowolnie przymknąłem oczy na ten czuły gest, a na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech. W całym moim życiu tylko raz pocałowałem chłopaka w którym byłem zauroczony, ale nigdy nikt tego nie zrobił mnie, w pełni świadomy swoich czynów. A teraz? Teraz z nim wszystko się zmieniało. Nie rozumiałem powodu tego gestu. Nie rozumiałem czemu to robił. Bo przecież nic do mnie nie czuł, tak? Tak samo jak ja nie czułem nic do niego... prawda? Otworzyłem oczy. Stał przede mną, wyraźnie speszony, a ja nadal klęczałem na ziemi. Wbiłem w niego swój wzrok, obserwując go od dołu. Zostałem w takiej pozycji aż nie zaczął się ode mnie oddalać. Nie. Nie, tylko nie to. Potrzebowałem go. Nie mógł tak po prostu odejść. Zerwałem się na równe nogi i podążyłem parę kroków za nim. I znów za szybko się przywiązałem. Znów ktoś mnie ranił. Znów łudziłem się że wszystko byłoby dobrze, a ostatecznie kończyło się katastrofą. W moich oczach zebrały się łzy. Może i był tylko nieznajomym, może pocałował mnie bez żadnego powodu i może ten gest w pewnym sensie mnie przestraszył, ale nie chciałem aby odszedł. Nie. Musiał tu zostać, ze mną. Musiał być przy mnie. Bo mi na nim zależało.
    - Elessar, proszę cię - jęknąłem cicho, łamiącym się głosem.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  29. Przygryzłem wargę, stojąc w miejscu. Nie sądziłem że odwróciłby się. Myślałem że potraktowałby mnie jak wszyscy inni w przeszłości. Przyzwyczaiłby mnie do siebie, przywiązał, a następnie zranił i zostawił. Bo mimo tego że znaliśmy się krótko nie wyobrażałem sobie że mógłbym spokojnie dalej prowadzić moje życie po tym co się stało. Nawet gdybym próbował zapomnieć, prędzej czy później pomyślałbym o nim. Bo jak mógłbym całkowicie wymazać z pamięci kogoś takiego? Nie tylko mnie uratował. W moich oczach był także symbolem perfekcji. A nie chodziło tu jedynie o wygląd, lecz o całego jego. Bo był sobą. Był tym samotnym, miłym sobą, i nie chciał nic w zamian za uratowanie czyjegoś życia. Nie mogłem go stracić, więc teraz musiałem dobrze to wszystko rozegrać. Jedno błędne słowo, a odszedłby. Nie zobaczyłbym go już nigdy, jeśli nie w moich własnych myślach. A ryzyko tego było ogromne, bo potrafiłem paplać ogromne głupoty gdy chciałem opisać to, co czułem w sercu.
    - Zostań - szepnąłem cicho, patrząc prosto na niego. - Nie chcę, Elessar. Zostań.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  30. Nie potrafiłbym opisać tego co poczułem, gdy mnie do siebie przytulił, gdy jednak został. Niesamowita radość i nadzieja, które pojawiły się także w moich oczach, pod formą delikatnych iskierek. Poczułem że on był inny. Że nie opuściłby, nie zraniłby mnie tak, jak kiedyś zrobiła to cała reszta. Wtuliłem się w niego, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi i wdychając pełnymi płucami jego zapach, który był dla mnie taki nowy. Wydawało mi się niewiarygodne że potrafił tak przytulać do siebie prawie obcą mu osobę. W tym momencie dawał mi bliskość, której przez tak wiele lat mi brakowało. Tym małym gestem zapełniał pustkę, która w tym okresie czasu uformowała się w moim chorym sercu. A miał być tylko nieznajomym. Gdy leżałem w tamtym łóżku, w szpitalu, nie przyszłoby mi do głowy że mógłby być czymś więcej. Bo powoli się kimś takim stawał - chcąc czy nie chcąc jego wartość w moich oczach rosła, z sekundy na sekundę. Wsłuchałem się w jego delikatny śpiew, dołączając się cicho do niektórych zdań. Znałem tą piosenkę, jednak nie chciałem zagłuszać jego głosu, który był chyba pierwszą rzeczą którą w nim poznałem. Był po prostu piękny.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  31. Nie byłem zadowolony z tego że mnie od siebie odsunął, ale przecież nie wypadało tulić do siebie nowo poznanego chłopaka, prawda? Bo tu nie chodziło tylko o moje pragnienia i uczucia. Tu przede wszystkim chodziło o niego. Musiałem się przystosować do tego co czuł on, bo skoro już udało mi się go od siebie nie zrazić, musiałem zadbać o to, aby ten stan kontynuował jak najdłużej. Wiedziałem że gdyby po jakimś czasie, z dnia na dzień, odszedłby zabolałoby bardziej niż gdyby zrobił to teraz, ale co zrobić? Byłem naiwny i lubiłem żyć w wiecznych kłamstwach zbudowanych na kłamliwych nadziejach. Pewność była jedna - prędzej czy później odszedłby. Bo tak robili wszyscy. Bez względu na to czyli byli moimi wrogami, przyjaciółmi czy po prostu znajomymi - prędzej czy później odchodzili, pozostawiając za sobą tylko wspomnienia. To było nieuniknione, i bolało, a mimo tego chciałem kogoś mieć i wyjść na takie ryzyko. Bo lubiłem kochać. Mimo wszystkiego, cholernie to lubiłem. Tylko rodzina pozostawała na zawsze. Te słowa stały się ciepłą falą, która ogarnęła moje serce. On czuł to samo co ja. Łudząca nadzieja wzrosła we mnie.
    - Mi też na tobie, Eless - szepnąłem. Nie martwiłem się już o to, że mogło to brzmieć nieskończenie głupio. Byłem pewien że mnie rozumiał, bo wiedział co czułem. Po raz pierwszy poczułem się tak blisko kogoś.
    - Praktycznie cię nie znam, ale zależy mi na tobie. Jesteś wspaniałym człowiekiem.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  32. Gdybym mógł, po prostu zaprzeczyłbym temu co mówił i wyciągnąłbym mu wszystkie argumenty które miałem aby utrzymać na nogach moje stwierdzenie. Gdybym mógł, po prostu podskoczyłbym ze szczęścia ne jego propozycję, chcąc spędzić z nim tyle czasu ile to było możliwe. Ale nie mogłem. Nie mogłem bo nie wypadało, nie mogłem bo cały czas się bałem że zniszczyłbym to wszystko co udało mi się stworzyć - chociaż było tego naprawdę mało -, nie mogłem bo moje serce mi na to nie pozwalało. Postarałem się więc zachować bezinteresowne zachowanie, wzruszając delikatnie ramionami i spuszczając wzrok na ziemię. Mimo naszej konwersacji to, co zrobił - to, jak mnie pocałował - nadal latało mi po głowie. Nadal nie wiedziałem co o tym myśleć, jak to przyjąć. Miałem to zignorować? Nie miałem pojęcia. Tak jakby czułem jeszcze smak jego ust na wargach, a gdybym zamknął oczy potrafiłbym przypomnieć sobie ich ciepło.
    - Jak chcesz.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  33. [Więc sprawa jest taka. Styles wpada na genialny pomysł nocowania na świeżym powietrzu, więc pewnego dnia wiesza jakiś hamak w swoim ogrodzie/w parku (wiesz, taki ciasny, żeby było im ciasno, ciepło, słodko i przytulnie), zbiera multum kocy i ciepłych sweterków i zaprasza do siebie Tommo (dla którego, tak w ogóle, wcześniej wymyślił słodkie przezwisko Boo-Bear, bo 'jest taki uroczy i stworzony do przytulania'), nic mu nie mówiąc. Spędzają razem dzień, blablabla, gdy robi się późno robi mu tą niespodziankę, kładą się, zaczynają grać w jakieś głupie gry jak 'skojarzenia', czy coś, aż Stylesik zaczyna wspominać przeszłość, dotyka tych ich pierwszych momentów, jak wyznanie gejowatości Tommo, przy okazji zdradza mu coś o sobie o czym nie wiedział (między innymi o swojej orientacji) no i prędzej czy później El nabiera odwagi i wyznaje mu miłość. A PÓŹNIEJ TO BĘDZIE RZYGANIE TĘCZĄ, BO CAŁUSY, BO PRZYTULASKI, BO UŚMIECHY, BO ŁZY SZCZĘŚCIA, BO WRAŻLIWY STYLESIK, I OGÓLNIE TAKI 100% LARRY (+100 GAYNESS).]

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  34. Wyciągając z szafy wszystkie koce, które tam przetrzymywałem na mroźne, zimowe wieczory, nuciłem jedną ze swoich ulubionych piosenek. Była radosna, wesoła, i dokładnie opisywała to co czułem w środku. Elessar miał tego dnia do mnie przyjść. Spędziłbym z nim naprawdę dużo czasu, a na samą myśl o tym czułem się niesamowicie. Wydawało mi się niewiarygodne to co potrafił ze mną zrobić, po prostu będąc obok mnie, patrząc na mnie, dotykając mnie, uśmiechając się do mnie, rozmawiając ze mną. To wszystko sprawiało że czułem się taki... inny. Jak nowo narodzony. Nigdy wcześniej, w całym moim życiu, nie doznałem czegoś takiego. Byliśmy przyjaciółmi. Dla niego pewnie przyjaciółmi, dla mnie - gdzieś w głębi - tylko przyjaciółmi. Nasze relacje były naprawdę świetne i chyba nie mogłem dostać od Boga kogoś lepszego od niego, jednak gdzieś w środku ciągle było mi mało. Przytulał mnie, pomagał mi w moich problemach, starał się mnie pocieszyć gdy czułem się gorzej. W zamian robiłem to samo, bo dla mnie było to jedynie przyjemnością, ale dla mojego serca to ciągle było za mało. Mimo wszystkiego, cieszyłem się że dostawałem od niego chociaż tyle, i sam chyba nie rozumiałem do końca swoich uczuć. Zebrałem się jakoś z tymi wszystkimi ciepłymi kołdrami i skierowałem się w stronę wejścia, aby wyjść do ogródka, ruszając się powoli i uważając aby się nie potknąć. Wreszcie położyłem to wszystko, ostrożnie, na hamaku powieszonym między dwoma drzewami. Zrobiłem krok do tyłu i przyglądnąłem się temu, z zadowolonym uśmiechem. To była taka jakby niespodzianka dla niego. Nie wiedziałem jak by to przyjął, ale tak bardzo chciałem z nim spędzić tą noc. Wmówiłem sobie że nie mogłem przez całe żyć w cieniu, otoczony strachem, i prędzej czy później musiałem wziąć się na odwagę. Ta malutka zmiana w moim charakterze była także efektem znajomości z nim. Bo Elessar był idealny. Był moim wzorem do naśladowania. Wszedłem ponownie do domu, jednak nie potrafiłem usiedzieć w jednym miejscu. Chodziłem w tę i z powrotem, niecierpliwy, co chwilę zerkając na godzinę. Myśl że on za chwilę by się tu pojawił nie dawała mi spokoju.

    [Słabe, krótkie i takie masło maślane, wiem. No ale jest.]

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  35. Opanował mnie ogromny stres. Patrzyłem na swoje odbicie w lustrze i próbowałem się uspokoić. Cholera, co się ze mną działo? To było tylko spotkanie. Nic więcej. Jednak moje serce wiedziało swoje i nie chciało słuchać moich racji. Waliło jak szalone, tym samym sprawiając że mój oddech był przyśpieszony.
    - Styles, ogarnij się - szeptałem do siebie co chwilę, wmawiając sobie że przecież wszystko byłoby dobrze. Tyle razy wcześniej się z nim gdzieś spotykałem i nic nadzwyczajnego się nie działo, czemu tym razem miałoby być inaczej? Nie rozumiałem samego siebie, jednak nie potrafiłem wstrzymać takie zachowanie. Może gdzieś w środku bałem się, że Elessar w ogóle by nie przyszedł. Że tym razem zostawiłby mnie samego, bez żadnych wyjaśnień, może nawet bez żadnego większego powodu. Odgłos dzwonka sprawił że moje serce na chwilę się zatrzymało, a na ustach pojawił mi się szeroki uśmiech. Tak. Teraz wszystko znów byłoby dobrze. Szybkim krokiem wyszedłem z łazienki i skierowałem się w stronę drzwi wejściowych, które prędko otworzyłem, jednak przed tym dając sobie czas na poprawienie włosów.
    Styles, zachowujesz się jak nieogarnięta nastolatka przed pierwszą randką.
    Uśmiechnąłem się automatycznie na jego widok i zdziwiony zauważyłem jak wszystkie gwałtowne reakcje w moim ciele ustały. Bo on tu był, stał przede mną, więc nic złego nie mogło się stać. Nie miało do tego prawa, bo przy mnie był ktoś taki, jak on. Po raz kolejny dałem sobie chwilkę aby przyjrzeć się pięknu jego twarzy, jednak nie chciałem dać czegoś po sobie poznać. Zrobiłem mu gest, aby wszedł do środka, a gdy tylko zamknąłem za nim drzwi, przytuliłem się do niego.
    - Boo-Bear.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  36. Jego słowa sprawiły że poczułem przyjemne ciepło na sercu i na całej duszy. Dobrze było wiedzieć że dla niego nie byłem najzwyklejszym przyjacielem. Świadomość że on za mną tęsknił i że był szczęśliwy z tego że mnie widział pomagała mi trochę w mojej sytuacji, w której chyba sam do końca nie potrafiłem odczytać moich uczuć. Zabawne - i dość nieprzyjemne - było to że gdy musiałem grać, coś ukryć, udawać, z mojej twarzy wszyscy dookoła mogli wyczytać to, co miałem na sumieniu, a w takich wypadkach sam nie wiedziałem co czułem. Parę razy wcześniej mi się to przydarzyło, jednak nie aż tak mocno jak teraz. Elessar wywoływał u mnie serię dziwnych reakcji które były zapisane w niezrozumiałym dla mnie szyfrze. A skoro nie wiedziałem jak się z tym zachowywać, najlepiej by było wszystko ukrywać, prawda? Mimo tego, świadomość że może nawet w najmniejszym stopniu czuł to co ja podnosiła na duchu. Wątpiłem w to że jego tęsknota polegała na myśleniu o dalekiej osobie, na wyobrażaniu sobie jej twarzy, jej głosu, jej śmiechu, na odnajdywaniu jej cząsteczek w ludziach dookoła - tak, jak u mnie - ale nie zatrzymałem się już dłużej na tych myślach. Ważne było że był przy mnie, że przytulałem go teraz do siebie, że wrócił. Nie miałem zamiaru odsunąć twarzy od jego szyi, więc wziąłem głęboki oddech, wdychając jego przyjemny zapach. Tego też mi brakowało.
    - Ja za tobą też - odparłem, a mój głos został nieco zdeformowany przez to, że nadal przyciskałem się do jego ramienia. Po chwili jednak stwierdziłem, że może to było za dużo, że nie wypadało, więc odsunąłem się - pierw jedynie twarz, aby na niego spojrzeć, a później już zupełnie. Od razu poczułem pustkę wywołaną przez brak jego ciała przy moim. Obok niego czułem się tak bezpieczny.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  37. Głupio mi było tak stać przed nim i po prostu na niego patrzeć, otulając wzrokiem każdy najmniejszy aspekt jego wyglądu i odkrywając coraz to nowsze drobnostki i szczegóły, przez które w moich oczach stawał się jeszcze bardziej idealny - za każdym razem powtarzałem sobie że ta jego perfekcyjność osiągnęła już najwyższy szczebel i nie mogła jeszcze rosnąć, a jednak myliłem się - więc, chociaż bardzo chciałem utkwić w tej czynności, podążyłem w stronę salonu, siadając na kanapie. Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć. Cała moja uwaga skoncentrowała się za bardzo na chwilach które spędziłbym z nim w nocy, że nie pomyślałem o reszcie. Przygryzłem wargę i spojrzałem na niego.
    - Pomyślałem że po prostu spędzimy razem czas... obejrzymy jakiś film, czy coś.
    Gratuluję pomysłowości, Styles. Spieprzyłeś wszystko, jak zwykle.
    Moje ciało zostało ogarnięte przez niezadowolenie samym sobą, jednak coś nowego sprawiło że to nieprzyjemne uczucie od razu zniknęło. Chciałem żeby usiadł obok mnie. Jak najbliżej. Chciałem znów poczuć ciepło jego ciała, znów być chroniony przez samą jego obecność. Nie mogłem zrozumieć tego co on ze mną robił i jak na mnie działał.
    Niezauważalnie przycisnąłem mocniej zęby do wargi, nie chcąc dać dziwnym myślom dostać się do mojego umysłu. Zdecydowanie nie mogłem się rozpraszać, nie dziś.
    - A później... później mam dla ciebie małą niespodziankę.
    Musiałem to powiedzieć, bo nie chciałem go w żaden sposób zawieść. Po za tym, teraz było po wszystkim. Nie mogłem się z tego wycofać nawet gdyby nagle ogarnęło mnie tchórzostwo. To było chyba najlepsze rozwiązanie.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  38. Moje serce przyśpieszyło na dźwięk tych słów, a wzrok wbił się w jego figurę, śledząc jego ruchy, a każdy z nich sprawiał że zniecierpliwienie i podniecenie wzrastało. Wydawało mi się jakby wyciągał to pudełko całą wieczność, jakby jego poruszanie się było po części uniemożliwione przez jakąś niewidzialną moc dzięki której poczułem motyle w brzuchu, a gdy wreszcie wręczył mi prezent mogłem poczuć jak bardzo moje policzki stały się gorące. To wszystko wydawało się takie nierealne. W mojej głowie pojawiło się parenaście innych, podobnych lecz bardziej wyfantazjowanych scenariuszy tej samej sceny, oczywiście z jego udziałem. Codziennie dawał mi to, czego od zawsze mi brakowało, ale teraz... przeszedł samego siebie. Trzęsącymi się dłońmi otwierałem czarno-czerwone pudełeczko, myśląc nad tym co mogło znajdować się w środku. To co ujrzałem przekroczyło wszystkie moje najbardziej realne przemyślenia. Przez chwilę obserwowałem zawieszkę bojąc się jej nawet dotknąć, aby czasem nie rozpłynęła się w powietrzu i okazała jedynie snem na jawie, jednak powoli mój wzrok wrócił na niego i na to, co trzymał w dłoni. Moje chore serce zabiło szybciej i zostało przepełnione radością, a ja nie potrafiłem powstrzymać się od ponownego przytulenia go, o wiele mocniej i cieplej niż poprzednim razem, ze łzami w oczach. Świat dookoła mnie przestał istnieć, przycisnąłem twarz do jego ramienia, obejmując jego szyję i w jednej dłoni nadal trzymając pudełeczko.
    - Dziękuję, Boo - jęknąłem cicho, zaciskając mocno oczy. Nie obchodziło mnie to, co by sobie pomyślał. Dla niego może to było tylko małym, nic nie znaczącym prezentem, ale dla mnie to było coś wielkiego. Bo nikt nigdy nie okazał mi czułości w taki sposób.
    - Nikt nigdy wcześniej nic takiego dla mnie nie zrobił. Dziękuję.
    Nie mogłem już dłużej się powstrzymać. Odsunąłem twarz i uniosłem usta na wysokość jego ucha, składając delikatny pocałunek pod nim, gdy pojedyńcza łza wzruszenia spływała mi po policzku. Pierwszy raz od dłuższego czasu nie skarciłem się za swoją słabość, po prostu zignorowałem wszystko i wtuliłem się w niego, wdychając jego zapach. Była nadzieja.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  39. Odsunąłem się od niego i uśmiechnąłem delikatnie na widok jego rumieńców, dotykając wierzchem dłoni jego rozpalonego policzka. Znów skupiłem uwagę na naszyjniku, przesuwając palce po zawieszce i przyglądając się jej z bliska. Miałem już zawiesić sobie prezent na szyi, gdy zadał to pytanie, które kompletnie zwaliło mnie znóg. Niepewnym wzrokiem spojrzałem na niego, podczas gdy umysł szukał najlepszego wyjścia. Skłamać czy nie? Czy mogłem powiedzieć mu wszystko i narazić to wszystko co zbudowaliśmy na takie niebezpieczeństwo? Elessar był pierwszą osobą przy której czułem się naprawdę dobrze, jednak zżerały mnie wyrzuty sumienia przez to, że on nie wiedział o mnie wszystkiego. Pamiętałem jeszcze że gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, podczas naszej pierwszej, prawdziwej rozmowy wyjawił mi wszystko o sobie. Zaufał mi do razu, a ja się z tym wahałem. Tylko dlatego że tyle ludzi ode mnie uciekało, zostawiało mnie, raniło zaraz po tym gdy oddawałem w ich ręce całe moje delikatne, chore serce. Czułem że byłem mu winien wyjaśnienia, przynajmniej w części tego wszystkiego. Bo nie byłem pewien czy byłbym na tyle odważny, aby powiedzieć mu wszystko. Westchnąłem cicho, szybkim ruchem dłoni wycierając jeszcze mokry policzek, po którym poprzednio spłynęła łza.
    - Jest.
    Mój ton był zdecydowany, co tak rzadko się u mnie zdarzało. Tym razem nie mogłem sobie pozwolić na słabości, w żadnym wypadku.
    - Dzięki tej osobie po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułem się do kogoś przywiązany, jakoś potrzebny. Dzięki niej jeszcze tutaj jestem, bo bez niej pewnie już dawno skoczyłbym z mostu. Ale raczej nigdy jej o tym wszystkim nie powiem. Bo... bo jestem zbyt tchórzliwy. Ona dała mi to ciepło, którego od zawsze mi było brak.
    Spojrzałem mu w oczy, głęboko, całymi siłami trzymając się świata rzeczywistego i starając się nie wpaść w tą otchłań, która wyglądała na taką przytulną.
    - Bo, wiesz, Boo... Moje życie nie jest takie kolorowe, jakie ci się wydaje. Nie wiesz o mnie wszystkiego i czuję się przez to winny. Bo ty mi zaufałeś, a ja... Przepraszam.
    Zakląłem w duchu, gdy mój głos po prostu się urwał, a w oczach ponownie zebrały się łzy. Gdy tak o tym mówiłem, mój błąd wydawał mi się jeszcze bardziej nieprzebaczalny, niż gdy myślałem o tym w mojej głowie, a to prowadziło mnie do rozpaczy.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  40. Dwa słowa.
    Tylko dwa słowa.
    Cholerne dwa słowa.
    Sprawiły że poczułem coś, czego nie mogłem opisać. Po raz pierwszy doznawałem takiego uczucia. Było dla mnie nowe, jednak nie przerażające jak wszystko to co od samego początku wydawało mi się inne. Nie poczułem czegoś takiego gdy po raz pierwszy się zauroczyłem, ani gdy miałem swoją pierwszą dziewczynę. I to pozwoliło mnie zrozumieć że Elessar był czymś więcej. On wychodził poza granice mojego nudnego, szarego codziennego życia i wprowadzał w nie coś nowego, coś kolorowego, coś co sprawiało że czułem się dobrze. Wprowadzał w nie swoją miłość, od której w ciągu tych trzech miesięcy zdołałem się uzależnić i którą odwzajemniałem. To była mieszanka wybuchowa, z której potrafiłem rozróżnić niesamowitą radość, podniecenie, motyle w brzuchu, łzy które napierały na zewnątrz, aby spłonąć po gorących policzkach, zaskoczenie, ciepło, i miłość, cholernie ogromną miłość.
    Dwa słowa.
    Nigdy wcześniej nie usłyszałem ich od nikogo, ani nie wypowiedziałem ich na głos z zupełną szczerością. Zawsze gdzieś w głębi ich pragnąłem, chciałem kogoś kto by mnie pokochał, bo właśnie tego potrzebowałem. Tego brakowało w moim życiu. A teraz? Teraz wypowiadała je najwspanialsza osoba na świecie, z którą dane mi było spotkać się przypadkiem. Wypowiadał je ideał, ten ideał do którego tyle razy się porównywałem, z którym tyle razy wyobrażałem sobie samego siebie w najprzeróżniejszych scenariuszach, do którego cicho wzdychałem co noc, o którym myślałem i fantazjowałem codziennie przed pójściem do łóżka. Z nim wszystko się zmieniało.
    Moja dłoń pobiegła do mojego policzka i naparła na jego palce, wciskając je między swoje, podczas gdy nadal patrzyłem mu w oczy, głęboko, i potrafiłem ujrzeć całą szczerość, z którą do mnie przemawiał. To było takie piękne.
    - Elessar...
    Łzy rozmazały obraz przede mną i zacisnąłem gwałtownie oczy.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozostałem tak chwilę, może czekając na reakcję, jakieś słowo, jakiś gest, cokolwiek, coś, co by mi podpowiedziało co zrobić. Ta sytuacja była dla mnie taka nowa, wręcz dziwna, jednak w tym samym czasie wspaniała. Czego mógłbym pragnąć więcej? Miałem go przy sobie, kochał mnie, a jednak coś było nie na miejscu. To moje niezdecydowanie tu nie pasowało. Nigdy nie znalazłem się w podobnej sytuacji i w duchu błagałem, aby to on coś zrobił, jednak to nie nastąpiło. Gdy podniosłem powieki i parę łez spłynęło mi po policzkach, zobaczyłem przed sobą jego twarz. Przyglądnąłem mu się. Więc tak wyglądała osoba która naraziła się na miłość do mnie. Nie mogłem chcieć kogoś bardziej idealnego. W rzeczywistości był tak blisko, jednak dla mnie wciąż za daleko. Tych centymetrów które nas dzieliły było za dużo, a ja musiałem to natychmiast zmienić. Obudziła się we mnie nowa decyzja, która pomogła mi wyjść z tego nieśmiałego stanu, w którym tkwiłem. Przysunąłem się bliżej niego i jedną dłoń położyłem na jego udzie, odsuwając od swojego policzka jego palce. Każdy mój gest był niepewny i niesamowicie delikatny, bo prawda była taka, że nigdy wcześniej nie robiłem czegoś takiego z kimś, kto odwzajemniał moje uczucie. Moje relacje z tą samą płcią dotychczas kończyły się na brutalnym seksie za pieniądze, a on... on był taki inny od tych wszystkich, których dotychczas spotkałem. Jakby należał do innego świata, gdzie wszyscy byli idealni - właśnie tak, jak on. I dlatego był dla mnie taki wyjątkowy. Okropnie się stresowałem i nie wiedziałem jak się do tego zabrać, nie chcąc go zawieść, jednak zrozumiałem że to ja powinienem zrobić ten pierwszy krok, gdyż on nie wydawał się chcieć ruszyć z miejsca. Przymknąłem oczy i delikatnie, powoli, przysunąłem swoje usta do jego warg, aby musnąć je, przechylając nieco głowę na jedną stronę. Iskierka która się między nami pojawiła sprawiła że przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.

      Styles.

      Usuń
  41. Do tej chwili nie wiedziałem że jednym pocałunkiem można było tak dużo przekazać drugiej osobie, bo gdy czułem jak jego wargi ocierały się o moje przepełniała mnie radość, ogromna radość z tego że miałem kogoś do kochania. Kogoś kim miałbym się opiekować, kogo miałbym chronić, komu miałbym dawać przyjemność i całego siebie. I tym gestem potrafił powiedzieć mi bez słów że w jego duszy grała podobna melodia. Poczułem się jednością z nim i podczas tych paru sekund miałem wrażenie że nasze serca biły jednym rytmem, a płuca oddychały jednocześnie. Gdy się ode mnie odsunął przejechałem językiem po wargach, po raz ostatni chcąc poczuć smak jego ust, który jakby został na mnie. Uśmiechnąłem się szczerze na dźwięk jego pytania. Serce nadal waliło jak oszalałe, nie potrafiłem temu zapobiec.
    - Chcę, Boo. Chcę oddać ci całe moje chore serce bo wiem, że będziesz umiał się nim zaopiekować - mój głos był szeptem, gdy patrzyłem w te jego niebieskie oczy z najlepszym uśmiechem, na jaki było mnie stać. Gdy już dowiedział się o tym co do niego czułem i nie wyrzucił mnie ze swoich myśli przez to, byłem w pełni przekonany że mogłem odważyć się na taki gest. Oczywiście, lęk przed zranieniem gdzieś w środku nadal we mnie panował, ale ten niesforny płomień został przygaszony przez tą ogromną miłość, dzięki której ufałem.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  42. [Dziękuję.
    a watek zacznę, nawet bardzo chętnie, ale proszę, podaj mi jakiś konkretny pomysł, który mogłabym ewentualnie potem rozwinąć.]

    Charlotte Doyle

    OdpowiedzUsuń
  43. [ dobrze myślę, że to autorka z wyspy snów? ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Właśnie tak. A panna w jakiej sprawie?]

      Usuń
    2. [Tyle, że na Wyspie Snów to nie jestem ja. Jeśli chodzi Ci o Elessara stamtąd. Ja mam tam Teddy'ego. Przykro mi, jeśli Cię zawiodłam. Mój Elessar różni się od tamtego i to o wiele, a imię mi się spodobało, bo jestem fanką WP. Poza tym Louis jest moim ulubionym członkiem zespołu. Autorka tamtego Elessara z Wyspy to Justyna, ja zaś mam na imię Oliwia.]

      Usuń
  44. [Witam!
    Jakieś pomysły co do okoliczności spotkania?
    Może powiązania?
    Mogę zacząć ;]

    _Cassandra

    OdpowiedzUsuń
  45. [Wątek bardzo chętnie]

    Anton

    OdpowiedzUsuń
  46. Moje dni nie składały się ze zbyt interesujących zajęć. Gdy miałem na to siły, wychodziłem coś zarobić w jakikolwiek sposób, gdyż szkoła już nie należała do moich obowiązków. Nie ukrywałem tego, że nie byłem w nauce najlepszy i już w ostatnich latach uczenia się nauczyciele przepuszczali mnie dalej tylko dlatego, że w jakiś sposób mnie lubili. Nawet jeśli się przykładałem i naprawdę się starałem, nic z tego nie wychodziło, więc równie dobrze byłoby zarabiać na drobnostkach z ulicy czy u jakiejś dobrej duszy i po części żyć na tym, co zatroskani rodzice i siostra przysyłali mi co jakiś czas. Znali mnie i wiedzieli, że radzenie sobie samemu nie było dla mnie czymś łatwym. Mimo że całe życie byłem sam i nie miałem przy sobie praktycznie nikogo, nie potrafiłem funkcjonować w samotności i często gubiłem się nawet w najłatwiejszych rzeczach. Nadal potrzebowałem pomocy, czyjejś obecności, jak małe dziecko które dopiero uczyło się chodzić. I może gdzieś w głębi ducha kimś takim byłem, mimo tego wszystkiego co przeżyłem w okresie nędznych dziewiętnastu lat. Gdy zbliżał się wieczór czasami wychodziłem do znajomych, lecz zwykle po prostu ślęczałem przed telewizorem, laptopem lub książką. Jakiekolwiek imprezy czu kluby nie leżały już w moich zwyczajach, miałem przecież chłopaka, z którym zmieniało się wszystko. Najchętniej całe dnie przesiadywałbym u Tony'ego, jednak wiedziałem że on miał swoje obowiązki, swoją rodzinę, a przede wszystkim swoją szkołę, więc nie chciałem się narzucać ani być ciężarem. Ale sobota była dniem wyjątkowym. Sobota była dniem w którym już od samego rana chodziłem nakręcony, wykonując swoje codzienne obowiązki i myśląc o tym, że wieczorem znów bym go zobaczył. To było tak, jakby jego życie było jedynym powodem dla którego jeszcze oddychałem i funkcjonowałem jak normalny człowiek. Mój umysł był przepełniony jego obrazem, głosem i myślami o nim dwadzieścia cztery godzin na dobę. Przy nim byłem naprawdę sobą, a mimo tego chciałem być dla niego jak najlepszy, żeby trwał ze mną jak najdłużej. Bo nie chciałem aby pewnego dnia ode mnie odszedł, tak jak to w przeszłości zrobił każdy. Nie chciałem obudzić się sam w łóżku nad rankiem, ze śladami jego zgubionej obecności na pościeli. Nie chciałem znów usłyszeć słów 'znudziłeś mi się', którymi mógłby wyraźnie przekazać mi że byłem tylko jego zabawką. Gdy o tym myślałem zbierało mi się na płacz, ale czy naprawdę Tony byłby do czegoś takiego zdolny? Gdy nie było go przy mnie, gdy czułem się przygaszony, wmawiałem sobie, że nikt nie jest idealny i że on też nie był, więc mógłby zrobić coś takiego z czystym sumieniem. Ale gdy czułem go ponownie przy sobie, otoczony tą jego aurą ideału, zdawałem sobie sprawę że to tylko moja chora wyobraźnia płatała mi figle, chcąc odebrać mi to szczęście, do którego wreszcie dotarłem, dzięki niemu.
    Gdy stałem przed jego drzwiami, radość wymalowała mi ogromny uśmiech na ustach, który zamaskowałem, a następnie nacisnąłem na przycisk od dzwonka. Poczekałem tylko chwilę, a później poczułem jego usta na swoich. Uwielbiałem gdy robił to bez uprzedzenia mnie, a każdy dotyk jego warg był taki, jakby to był dopiero nasz pierwszy pocałunek. Przymknąłem powieki i odwzajemniłem ten gest, jednym ramieniem obejmując go w pasie, a drugą dłonią gładząc go po włosach. Gdy się odsunął, spojrzałem mu z uśmiechem w oczy, gładząc kciukiem jego policzek. Cmoknąłem go w czubek nosa.
    - Hej, Boo.

    Styles.

    OdpowiedzUsuń
  47. [Ja na wątki zawsze chętna. Niestety pomysłów nie mam, ale jeśli coś podrzucisz to zacznę ;) ]

    OdpowiedzUsuń
  48. Kończąca się już zima powodowała, że co raz chętniej spędzał czas wolny na dworze czytając, czy szkicując okolicę. Lubił nawet spacerować tylko ze słuchawkami w uszach i z kawą byleby w domu się nie „kisić” jak te ogórki w słoikach, które stały w jego piwnicy. Teraz nawet dość mało czasu z przyjaciółmi spędzał tłumacząc sobie to po prostu tym, że bycie sam wpływa na niego dość dobrze- mimo, że mogło naprawdę tak nie być.
    Dzisiaj- tak jak i ostatnie kilka dni- postanowił spędzić w jednej z części miast. Dzisiejszym celem była jednak kawa, blok do rysunku technicznego oraz jakieś miejsce w parku tylko po to by i tak zająć się kawą. Ostatnimi czasy jakoś mało pracował. Klientów nie było, a on sam również nie miał jakiejś szczególnej ochoty na to by robić za nic.
    Usiadł sobie na jednej z zielonych ławek, złapał w ręce kubek z kawą z cykorią i wlepił swoje piwne oczy w przechodniów. Jego oczy utkwiły jednak w siedzącym po przeciwnej stronie chłopaku, który... bawił się ze szczurem. Uśmiechnął się przyjaźnie po czym krzyknął ze śmiechem.
    -A ten zwierzaczek to ci nie zmarznie?- zagadnął upijając kolejny łyk gorącej kawy.

    OdpowiedzUsuń
  49. [Hejka, wybacz za takie długie nieodpisywanie :P brak czasu daje się we znaki -.- najpierw pomyślałam, że Fran mogłaby być korepetytorką dla Anthonego z biologii na przykład, potem zobaczyłam, że jest chłopakiem Harrego (Harry i Fran są jak rodzeństwo) więc mogą się jeszcze znać przez niego. Ale sądzę, że korepetycje będą ciekawszą perspektywą zwłaszcza, że Fran jest dość upartą osobą a Anthony zawsze ma to co chce, a od niej mógłby chcieć świętego spokoju ^^ ]

    Fran

    OdpowiedzUsuń