4 marca 2013

niepoprawnie kolorowych snów

Elodie Travert
ur. 15 czerwca 1990 roku w Paryżu
studentka drugiego roku literatury
sprzedawczyni w niewielkiej księgarni
wychowanka paryskiego sierocińca

Bycie samemu na świecie ma swoje dobre strony. Nie trzeba się niczym przejmować. Żyje się tylko dla siebie, nie trzeba się zastanawiać, czy nasze czyny nie skrzywdzą drugiej osoby, nic nas nie trzyma w miejscu, nie ogranicza. To wygodne. Ale i trochę smutne.
Nie znałam swoich rodziców, dziadków nie mam. Nie wiem, co to jest rodzina, więc jak mogłabym za tym tęsknić? Czasami brakuje mi jakiejś bliskiej osoby, kogoś, kto będzie przy mnie zawsze. Ale czy rodzina jest tego gwarancją? Chyba nie. 
Nie jestem nieszczęśliwa. Sierociniec, w którym dorastałam, trzymał się całkiem nieźle. Wychowawczynie były miłe, nikt nikogo nie bił, ani nie gwałcił. Można powiedzieć, że wychowałam się w przedszkolu, potem w szkole, z którego po prostu nie wraca się do domu. Nie chodziłam głodna ani obtarta. Do dziś często tam zachodzę, spędzam czas z dzieciakami, wychowawczyniami. Nie potrafię, i nie chcę, uwolnić się od tego miejsca.
Właściwie to jestem szczęśliwa w swojej własnej, ciasnej, zagraconej kawalerce w jakiejś obdrapanej kamienicy. Bo czy dla dziecka z sierocińca może być coś piękniejszego, niż coś własnego? Chyba nie. Kocham swoją kawalerkę i wszystkie graty. Wszystkie swoje książki, na które wydaje większość swoich pieniędzy. Wszystkie swoje roślinki, z których każda ma imię i jest lepiej odżywiona, niż ja. Muzykę, książki, tańce. Papierosy, długie spacery, zaczepianie obcych ludzi, zadawanie dziwnych pytań. Najróżniejsze herbaty, wina, piwa i swoją słabą głowę. Wszystkie swoje stare sukienki, stare tenisówki, obtarte kolana. Siedzenie na drzewach, leżenie na trawie, skrobanie kolejnych opowiadań i refleksji. Bywanie wszędzie i nigdzie. Komiksy, malowanie, starą muzykę, stare filmy, musicale. Retro. Dżentelmenów w starym, dobrym stylu. Bohemę. Belle epoque. Lata 60. 70. 
Nie lubię tego, że seplenię. Nie lubię swoich rumieńców, wystających kolan, łokci i obojczyków. Nie lubię swoich wiecznie roztrzepanych, jasnych włosów. Jakbym była siwa. Nie lubię, jak ktoś narzeka i nic nie robi. Nie lubię płakać przy ludziach. Nie lubię, kiedy mi zależy. Nie chcę cierpieć. Nie lubię natrętów. Kawy, drinków, kosmetyków.
Wiele rzeczy lubię i wielu nie lubię. Nie sposób tak wszystkiego wymienić.
Chyba jestem troszkę samotna.
Ale tylko troszkę.
Ciii.

Witam się i oddaję Elodie do wątków wszelakich :)
W tytule Kumka Olik.
Zdjęcie z tumblra, ale się zmienia. Nic mi się ostatnio nie podoba.

4 komentarze:

  1. [Powiem szczerze, że panienką Elodie jestem zachwycona. Może to kwestia karty, ale zdaje się być taka delikatna i subtelna, a ja szczerze kocham takie postaci. :)
    I tak się zastanawiam, czy nie ma panienka chęci na wątek. Za ewentualny pomysł jestem gotowa całować po stopach. :P]

    Lalli

    OdpowiedzUsuń
  2. [O_O Panną Elodie jestem zachwycona, karta weszła w moją listę osób, które mają świetne karty, a że, jak zawsze, nie mogę się zdecydować to każdy na tej liście jest pierwszy, bo każdy na to zasługuje, Ty także.
    Może ochota na wątek z Effy?]

    Effy

    OdpowiedzUsuń
  3. [[Druga opcja chyba bardziej mi pasuje, łatwiej zacząć i w ogóle.
    Jeśli początek będzie wybitnie niodopowiedni, to krzycz, bij i szarp za włosy. ;)]
    Lalli lubił niespodzianki. Może nie tyle, co być ich ofiarą, co raczej nimi obdarowywać. Nie, żeby wysyłał znajomym ładunki wybuchowe w ładnych opakowaniach, nie były one aż tak bardzo spektakularne.
    Najbardziej upodobał sobie nawiedzanie ludzi, często o wręcz nieprzyzwoitych godzinach, by następnie przesiedzieć u nich kilka godzin. Oczywiście, żeby nie wyjść na podłego padalca, zawsze brał ze sobą jakieś dobre jedzonko, niekiedy, w przypływie dobrego humoru (czytaj: gotówki), zamiast jedzonka przynosił alkohol, ale ostatnimi czasy zdarzało się to bardzo rzadko.
    A dziś właśnie naszło go na zrobienie takiej niespodzianki pannie Elodie. Dobrej koleżance, bo, mimo najszczerszych chęci, nie można było nazwać ich relacji przyjaźnią. Niezależnie od tego dogadywali się na tyle dobrze, że Lalli gotów był poręczyć głową za stwierdzenie, że lubi spędzać z tą dziewczyną czas. No, ale kończąc wracając do tematu: czatował aktualnie pod drzwiami mieszkania dziewczyny, z bardzo głęboką nadzieją, że zostanie dopuszczony przed jej oblicze. Czego jak czego, ale niepotrzebnego ruszania się wybitnie nie lubił, nawet, jeśli często sam je sobie fundował.

    Lalli

    OdpowiedzUsuń
  4. [Oj tam, oj tam, od razu, że nie będzie przepadała. A za Fran przepada, więcej, lubi ją. Więc skąd wiesz? ;)]

    Effy

    OdpowiedzUsuń